Latynosi są w wielkim szoku: MŚ bez Argentyny i Brazylii!

Koniec starego ładu

 

Kwalifikacje do MMŚ, w których z kretesem przepadli obaj kontynentalni mocarze, to element dużo większej układanki. W Ameryce Łacińskiej trwa rewolucja nieznana od czasów Simona Bolivara (przywódca walk o wyzwolenie spod władzy Hiszpanii). Oto rozpada się stary ład, kiedy następcy Pelego i Maradony tłukli wszystkich na lokalnym podwórku (i to we wszystkich kategoriach wiekowych, z seniorami włącznie), a reszta pokornie przyjmowała kolejne baty. I jedni, i drudzy mają problemy już nie tylko z jakimkolwiek sukcesem w dorosłej piłce, choć na tym polu najszybciej zauważyliśmy, że nastapił kres ich futbolowej supremacji.

 


Kiedy w 2010 roku na mundialu w RPA spośród wszystkich latynoskich zespołów najdalej dotarł Urugwaj, większość kibiców, szczególnie z Europy, potraktowała Celestes jak wybryk natury. Minął rok, przyszedł turniej Copa America i... znowu Urugwaj porozstawiał wszystkich po kątach, a obie tradycyjne latynoskie potęgi zaliczyły spektakularne kraksy już w ćwierćfinałach.

 


Na 2012 – rok igrzysk olimpijskich w Londynie – Canarinhos zmontowali zespół ochrzczony mianem drużyny marzeń. W Brazylii byli pewni złota. Ostatecznie zdobyli je w pięknym stylu... Meksykanie. Latynoskie pospólstwo już bez żenady wdziera się na piłkarskie salony, tereny wydawałoby się dla nich nieosiągalne.

 

– Mistrzostwo olimpijskie Meksyku to naprawdę nie jest fuks, czy wynik przypadkowego znalezienia dobrych piłkarzy z jednego rocznika. Meksykanie mają rozbudowany monitoring tego, co się dzieje w poszczególnych kategoriach wiekowych. Oni w ostatnich pięciu, sześciu latach zrobili mniej więcej to samo, co wcześniej w Argentynie trener Jose Nestor Pekerman – opowiada Piotr Nowak, były członek sztabu piłkarskiej reprezentacji USA, który dobrze zna kulisy latynoskiego futbolu. – On był współautorem niesamowicie rozbudowanego, scentralizowanego systemu szkolenia argentyńskiej młodzieży.

 

Cudotwórca Pekerman


Aztekowie kopiowali dobre wzorce, bo Pekerman zdobył z Argentyną trzy młodzieżowe mistrzostwa świata. Nad La Platą do dzisiaj określenie „Proyecto Pekerman" to synonim systematyczności, dobrej selekcji, drobiazgowej kontroli tego, jak piłkarze trenują w klubie, jak się rozwijają i czy w ogóle rokują. Wypada zatem zapytać: dlaczego Pekerman nie pracuje dla Argentyńczyków i gdzie u licha podziewa się ten facet? Ano... w Kolumbii. Na razie jakościowej rewolucji w szkoleniu młodzieży jeszcze tam nie zrobił, bo z tą federacją jest związany dopiero od roku, ale wyniki seniorskiej reprezentacji Cafeteros trenowanej przez Pekermana już są wyśmienite. Falcao i spółka w ubiegłym roku grali tak dobrze, że Kolumbia wspięła się na piąte miejsce w rankingu FIFA. W listopadowym bezpośrednim meczu z Brazylią (1:1) grała tak dojrzale, że przerażeni Brazylijczycy wyrzucili selekcjonera Mano Menezesa i odkurzyli Luiza Felipe Scolariego. Rok do mundialu, który jako gospodarze mają obowiązek wygrać, a tu niszczy ich „jakaś" Kolumbia...

To kolejna przyczyna, z powodu której Argentyna i Brazylia mają coraz większe problemy nawet z utrzymaniem władzy na własnym, latynoskim podwórku: coraz lepsi trenerzy pracują u ich kontynentalnych rywali. Kolumbijczycy w latach dziewięćdziesiątych, czyli w czasach Valderramy i Asprilli, doszli do iście angielskiego, irracjonalnego przekonania, że grają w piłkę już tak dobrze, iż powierzanie drużyny narodowej cudzoziemcowi to byłby policzek. I federacja przed ponad dekadę zatrudniała na stanowisku selekcjonera kadry wyłącznie krajowców.

Po kolejnych niepowodzeniach media i opinia publiczna domagały się, by reprezentację w końcu poprowadził cudzoziemiec „z papierami". Przewijały się nazwiska Carlosa Bianchiego, Marcelo Bielsy, a federacja i tak brała swoich. Miernych, ale wiernych. Betonową tradycję przełamało dopiero zatrudnienie Argentyńczyka, który w ciągu roku odmienił kolumbijską kadrę jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

 

 

Leave a Reply