Witold Gombrowicz. Nieznany geniusz.

- Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Gombrowiczem?

- Tak. Pod koniec 1961 roku zacząłem wydawać magazyn kulturalny poświęcony poezji. Trafił on między innymi do rąk młodych przyjaciół Gombrowicza, którzy uznali, że moje czasopismo reprezentowało ducha rebelii i potrzeby outsiderów - odsuniętych na margines społeczeństwa wyznającego konserwatywne wartości. Spotkali się ze mną i tak dowiedziałem się, że przyjaźnią się z Gombrowiczem. To oni także pożyczyli mi kopię "Ferdydurke" wydaną w Argentynie w latach czterdziestych. W międzyczasie dyskutowali, czy zasługuję na to, by spotkać się z Gombrowiczem. Proces decyzyjny w tej sprawie trwał około trzech miesięcy i zakończył się dla mnie pozytywnie.

- Jak dokładnie wyglądało Pańskie pierwsze spotkanie z Gombrowiczem?

- Spotkanie było pozbawione wszelkich formalności i odbyło się w jednej z kawiarni w Buenos Aires. Pojawiłem się tam w towarzystwie dwóch wydawców ze swojego magazynu. Jeden z nich przyszedł z dwiema młodymi dziewczynami, na które mówiło się w tamtym czasie "Lolity", nawiązując do bohaterki znanej powieści Wladimira Nabokova. I to one, a nie my skupialiśmy uwagę Gombrowicza podczas tego spotkania. Pisarz żartował, świetnie się z nimi bawił i zupełnie się nami nie przejmował. Tak właśnie - nieformalnie - rozpoczęła się moja przyjaźń z Gombrowiczem, która trwała przez ostatni rok jego pobytu w Argentynie.

- Poczuł się Pan zawiedziony taką obojętnością Gombrowicza?

- Nie, bo poznałem Gombrowicza od innej, nieformalnej strony. Zaobserwowałem, że kiedy przebywał w towarzystwie młodych - sam stawał się młodszy. Inaczej zachowywał się w otoczeniu starszych.

- W tamtym czasie nikt jednak nie interesował się jego twórczością, nie przeprowadzał z pisarzem wywiadów. Czy Gombrowicz nie narzekał z tego powodu?

- Oczywiście, że narzekał. Jego książek nie tłumaczono na język hiszpański, a "Ferdydurke" nie była już w tym czasie dostępna dla czytelników. Postanowiłem więc sprawić, by cała Argentyna usłyszała o Gombrowiczu, przeprowadzając z nim pierwszy w historii wywiad. Tekst ukazał się na łamach prestiżowego dziennika w Buenos Aires tuż przed jego wyjazdem do Berlina.

- Czy Gombrowicz autoryzował wywiad?

- Poszedł jeszcze dalej. Wymyślił jego tytuł, który brzmiał: "Gombrowicz. Nieznany geniusz". Napisał też pytania i odpowiedzi. To był w stu procentach jego tekst, a ja na wszystko przystałem. Później jednak przekonałem argentyńskich wydawców, by wznowili publikację "Ferdydurke". Gombrowiczowi poświęciłem też numer swojego czasopisma. Podjęliśmy w nim próbę odpowiedzi na pytanie, dlaczego pisarz był przez ponad dwadzieścia lat pomijany na międzynarodowej arenie literackiej i jak to możliwe, że nie zdobył Literackiej Nagrody Nobla, skoro był wielokrotnie do niej nominowany.

- A zadawał Pan sobie pytanie, czy spotkanie Gombrowicza nie było przypadkiem Panu przeznaczone? Urodził się Pan w tym samym roku, w którym opublikowano "Ferdydurke".

Leave a Reply