Patryk Serwański, RMF FM: Półfinały tym razem bez europejskich drużyn. To się jeszcze dotychczas nie zdarzyło. Co prawda, tylko raz reprezentacja ze Starego Kontynentu była mistrzem świata, ale jednak w finale Francja czy Anglia grały dość często. To wypadek przy pracy czy regres europejskiego rugby?
Andrzej Kopyt: Puchar Świata rozgrywany jest w Europie i wielu ekspertów liczyło na złoty medal dla Europy właśnie. Wyszło zupełnie inaczej. W ćwierćfinałach tylko Walia i Szkocja były blisko awansu. Walijczycy w meczu z RPA stracili zwycięstwo w ostatniej minucie. Szkoci postawili twarde warunki Australii, pokazali niesamowitą wolę walki, świetnie grali w młynie. W tym spotkaniu sędzia popełnił błąd na niekorzyść Szkocji i to w dużej mierze przesądziło o wyniku.
Na razie najlepiej na turnieju prezentuje się bez wątpienia Nowa Zelandia. Drużyna "All Blacks" w ćwierćfinale rozbiła Francuzów. Oni rzeczywiście na tym turnieju biją konkurentów na głowę?
Niewątpliwie zrobili wielki progres, a przecież mówimy o drużynie, która od lat jest najlepsza na świecie. Przypomnę wynik finału Pucharu Świata w 2011 roku: Nowa Zelandia wygrała z Francją jednym punktem. Teraz w ćwierćfinale po prostu ich rozgromili. Duży postęp Nowej Zelandii i regres Francuzów. W przekroju całego turnieju jednak Nowozelandczycy nie pokazali jeszcze wszystkiego. W fazie grupowej mieli dość łatwe spotkania, ale stracha napędziła im Argentyna.
Ekipa RPA zaczęła turniej od porażki z Japonią, ale doszła jednak do półfinału. Teraz czeka ich ten wielki szlagier z Nową Zelandią. Mają szanse?
Historia spotkań RPA z Nową Zelandią to praktycznie historia rugby. Pamiętamy rok 1995 i finał Pucharu Świata - to był sukces sportowy, ale i polityczny Nelsona Mandeli. Teraz w tym półfinale wszystko zależeć będzie od strategii, taktyki, zadań, które dostaną poszczególni zawodnicy i formacje. Jeśli RPA przyjmie styl gry Nowej Zelandii, będzie katastrofa. Spróbowali to zrobić Francuzi i skończyło się katastrofą. Jeżeli młyn RPA zdominuje młyn rywali i styl gry przy młynie narzuci RPA, to mecz będzie równy. Z Nową Zelandią nie da się grać w otwarty sposób. To elastyczny zespół, który umie się dostosować do przeciwnika. RPA ma cięższy, lepiej dysponowany młyn. Tu widzę dla nich szanse.
Ten finał z 1995 roku i losy tamtej drużyny można prześledzić w filmie "Invictus" z Mattem Damonem i Morganem Freemanem. Biorąc pod uwagę historię tych pojedynków, to wydaje się, że drugi półfinał: Australia-Argentyna pozostaje w cieniu tamtej rywalizacji.
Mimo że Australia wygrała w tym roku Puchar Czterech Narodów (The Rugby Championship*) i powinna być pierwszoplanowym faworytem Pucharu Świata, to jednak wielu ekspertów uważa mecz Nowa Zelandia-RPA za przedwczesny finał. Spotkanie Australii z Argentyną będzie jednak ciekawe. Argentyńczycy zrobili duży progres. Zaczynali turniej jako 12. drużyna światowego rankingu, a zdołali dojść do czwórki. To trzeba docenić. Wynik tego pojedynku jest sprawą otwartą.
To już ósmy Puchar Świata, ale jeszcze nie mieliśmy finału Nowa Zelandia-Australia. Może tym razem uda się napisać nową historię tych rozgrywek.
To byłoby pionierskie, jeśli chodzi o Puchar Świata, ale dalej będę ubolewał, że w finale nie będzie pojedynku Europy z południową półkulą. To jest najpiękniejsze i wspaniałe w rugby. Europa ma trochę swój styl, południowa półkula inny. Rugby narodziło się w Europie, ale wzorców szukamy w Nowej Zelandii. Najlepsi trenerzy reprezentacyjni są z Nowej Zelandii, klubowi również. Wiodącą rolę pełni tu półkula południowa.
Mówi pan o szansach Argentyny w półfinałowym starciu z Australią, ale naprawdę pan w to wierzy czy to jednak taki rodzaj asekuracji na wszelki wypadek?
Argentyńczycy są na fali. W grupie przegrali z Nową Zelandią tylko 13:26. Australia miała kłopoty w ćwierćfinale ze Szkocją. Argentyna nie miała problemów w starciu z Irlandią. Korespondencyjnie lepiej spisała się więc Argentyna. Z drugiej strony jest to zwycięstwo Australii w Turnieju Czterech Narodów. Wszystko naprawdę jest możliwe. Nie stawiałbym jeszcze na finał Nowa Zelandia-Australia.