2012-09-28 05:47
Wiosną tego roku o tym, że Polska mogłaby zastąpić w klubie G20 Argentynę
pisały światowe media, m.in. „Forbes” i „The Economist”. Dyskusja o tym, co zrobić, aby znaleźć się w tej grupie
nie milknie.
Kula ziemska Fot. Shutterstock
Fot.
Forsal.pl
- Podobne
- 280 mld zł - tyle potrzeba Polsce, by nadrobić opóźnienia transportowe
- Oto twarde fakty o stanie polskiej gospodarki
- GUS: Wzrost PKB w 2011 r. wyniósł 4,3 proc. po rewizji danych
- Bielecki: To budżet równowagi między dyscypliną a wydatkami na rozwój
- Dług publiczny nie wzrośnie ponad próg
- Michałek: Prognoza wzrostu PKB w 2013 r. jest optymistyczna
- Rogowiecki: Wzrost PKB o 2,2 proc. w 2013 r. to realna prognoza
';
}
document.write(s);
return;
}
google_ad_client = "pub-6429494228713105";
google_ad_slot = "3135519040";
google_ad_width = 300;
google_ad_height = 250;
google_ad_output = 'js';
google_max_num_ads = '3';
google_feedback = 'on';
google_language = 'pl';
--
Na ten temat rozmawiali też uczestnicy EFNI w Sopocie. Tezą przewodnią był postulat, aby w ciągu najbliższych 20 lat pokonać dystans dzielący nas od najbardziej rozwiniętych gospodarek świata i wejść do elity.
Czy jest o co się bić?
G20 to tylko grupa konsultacyjna, spotykająca się raz do roku i rozmawiająca o wspólnym reagowaniu na problemy gospodarcze. Członkostwo w tym elitarnym klubie pozwala jednak wytyczać trendy wśród światowych inwestorów.
Nasz region nie ma przedstawiciela w G20, nie ma więc kto zabierać podczas szczytów głosu na temat interesów Europy Środkowo-Wschodniej.
Polska z 531 mld dol. PKB wypracowanym w ubiegłym roku znajdowała się na 22. miejscu na świecie. Teoretycznie więc plasujemy się w światowej czołówce, ale – jak przekonują ekonomiści – PKB nie jest żadnym wyznacznikiem, tym bardziej, że za nami znajdowało się dwoje członków grupy G20 – Argentyna oraz RPA (odpowiednio 27. i 29. miejsce z 430 mld i 420 mld dol.). Taki ranking jest jednak płynny, bo kurs naszej narodowej waluty jest ciągle bardzo rozchwiany.
Trzeba brać pod uwagę inne czynniki, a wtedy wypadamy już dużo gorzej. W ocenie ekspertów, aby pretendować do wejścia do elitarnego klubu trzeba by w błyskawicznym tempie rozwinąć gospodarkę. Czy to realne?
- Wątpię – mówi prof. Witold Orłowski, ekonomista PwC. – Aby być liczącym się krajem na świecie nie wystarczy odpowiednio wysoki poziom PKB. Na sukces składa się strategiczne położenie, znaczący wpływ na losy świata, bycie potęgą gospodarczą, technologiczną, eksportową i kapitałową – dodaje.
W skład klubu G20 wchodzą kraje rozwinięte i tzw. wschodzące. Zdaniem profesora do tej drugiej kategorii już się nie zaliczamy. – Tak więc aby marzyć o wejściu do Grupy musielibyśmy wyprzedzić państwa bardziej rozwinięte – wyjaśnia Orłowski. – Nie widzę gospodarki, która byłaby w naszym zasięgu.
Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas wskazuje na jeszcze jeden fakt – tempo rozwoju demograficznego. – Liczące się gospodarki mają zaplecze surowcowe i odpowiedni poziom rozwoju demograficznego, to gwarantuje im znacznie wyższą wydajność – zaznacza. – W Polsce wydajność pracy i kapitału nie należy do najwyższych, należałoby znacznie poprawić wyniki w tym zakresie – dodaje.
Atuty innych
Pesymistą, jeśli chodzi o przyszłość Polski w G20 jest też Piotr Łysienia z Banku Pocztowego. On także nie widzi nas za 20 lat w tym elitarnym klubie. Nie jesteśmy w stanie - tak jak Arabia Saudyjska - wydobywać ropę i dostarczać po określonych cenach w momentach zawirowań na rynkach finansowych. Raczej nie staniemy się też drugą Turcją i nie będziemy wiodącym graczem na geopolitycznej mapie Bliskiego Wschodu, stanowiąc przeciwwagę dla siły Iranu. Trudno sobie też wyobrazić, abyśmy mogli – wzorem Argentyny - reprezentować całość hiszpańskojęzycznej Ameryki Południowej lub aspirować do roli reprezentanta Afryki jak RPA. - Zostaje nam droga Korei Południowej czyli stworzenie korporacji podobnych do Kia/Hyundaia, Samsunga, LG itp i codzienne pomnażanie PKB przez najbliższe 20 lat – dodaje.
Jednak specjalnie z tego powodu nie rozpacza. - Mamy swojego reprezentanta w Grupie w postaci Unii Europejskiej – wyjaśnia Łysienia. W jego ocenie to powinno wystarczyć, tym bardziej, że w Europie jest wiele silniejszych krajów, które nie dostały swojego miejsca w G20. – Na przykład Holandia czy Hiszpania mające o wiele większy wpływ na światową gospodarkę nie należą do klubu – podkreśla ekonomista. Poza tym, w jego ocenie, światowy ciężar w podejmowaniu strategicznych decyzji będzie się przesuwał w stronę Azji, a przecież G20 ma odzwierciedlać układ sił na świecie.
Gdzie decyzje?
- Można oczywiście powiedzieć, że jeżeli będziemy rosnąć w stylu Chińskim i przez najbliższe 20 lat zbudujemy gospodarkę innowacyjną, opartą na wiedzy, ale takie prognozy byłyby mocno przesadzone – twierdzi ekonomista.
Jarosław Janecki z Societe Generale wątpi, czy za 20 lat w ogóle G20 będzie jeszcze istnieć. Już dziś spotkania przedstawicieli tych państw nie są strategiczne dla świata, a decyzje tam podejmowane nie należą do kluczowych. W jego ocenie – jeśli chodzi o polityczny wpływ na losy świata – bardziej liczą się spotkania państw strefy euro.
– Wydaje mi się, że za 20 lat to grupa przedstawicieli banków centralnych będzie podejmować kluczowe decyzje finansowe – wyjaśnia ekonomista. – W moim przekonaniu więc powinniśmy zrobić wszystko, aby wejść do strefy euro i w ramach tej grupy mieć wpływ na politykę finansową świata – dodaje.