Messi nadal nie strzela, ale Argentyna w finale

Wprawdzie gwiazdor Barcelony nie strzelił żadnego gola, ale i tak został wybrany najlepszym graczem meczu.

To dobrze pokazuje, jaką rolę odgrywa Messi w tym turnieju. Nie strzelca, który przyzwyczaił kibiców do tego, że trafia do siatki na zawołanie (tylko jeden gol, i to z karnego), ale reżysera gry potrafiącego w odpowiednim momencie idealnie podać piłkę. W spotkaniu z Paragwajem miał udział we wszystkich sześciu golach, w tym zaliczył trzy asysty – nawet, jak przy ostatniej bramce Higuaina, z pozycji leżącej.

Taka rola w drużynie na pewno nie sprawia Argentyńczykowi mniej radości. Tak przynajmniej można wywnioskować z jego pomeczowych wypowiedzi, ale również z tego, co mówią koledzy.

Wiedzieliśmy, że brakuje tak niewiele, aby zamieniać stwarzane sytuacje na gole. Trochę więcej precyzji, trochę szczęścia. W każdym razie byliśmy przekonani, że kiedyś te bramki muszą zacząć wpadać. I tak się stało – mówił przed kamerami wyraźnie zrelaksowany i zadowolony Messi.

Leo gra dla drużyny, to jego wielka zaleta. Teraz wszyscy mamy nadzieję, że zarezerwował gole na finał z Chile – twierdzi Martin Demichelis.

Argentyńczycy nie popełnili tym razem takich samych błędów jak w pierwszym meczu z Paragwajem w grupie (2:2), znowu szybko objęli dwubramkowe prowadzenie, choć tuż przed przerwą wydawało się, że rywale mogą jeszcze powalczyć. Kontaktowego gola zdobył Lucas Barrios, wykorzystując niefrasobliwość obrońców i Javiera Pastore. To jednak wszystko, na co było stać Paragwajczyków w Concepcion.

Wbrew dotychczasowym faktom – bo trener Martino narzekał po poprzednich meczach na zaskakujący spadek formy fizycznej w drugiej połowie – kolejne 45 minut należało całkowicie do „albicelestes”. To był prawdziwy koncert. Dość powiedzieć, że Argentyńczycy trafili w tym czasie do siatki tyle razy ile we wszystkich wcześniejszych spotkaniach (4). Odnalazł się też Angel di Maria, autor dwóch goli – taki, jakiego znaliśmy z występów w Realu Madryt albo z ubiegłorocznego mundialu.

Co ciekawe, były trener Paragwaju i Barcelony Gerardo „Tata” Martino będzie pierwszym szkoleniowcem, który poprowadzi różne drużyny w finale dwóch kolejnych edycji Copa America. Przed czterema laty jego „guarani” przegrali z Urugwajem, tym razem Argentyna jest faworytem w starciu z Chile. Choć gospodarze są wyraźnie na fali, a wątpliwości dotyczących korzystnego dla nich sędziowania nie brakuje.

Zamieniłbym wszystkie dotychczasowe trofea na puchar zdobyty z reprezentacją – mówi odważnie di Maria. To pokazuje, jak bardzo Argentyńczycy są zdeterminowani, aby wreszcie przerwać 22-letni okres posuchy na wielkich imprezach.

Leave a Reply