Czego brakuje głównym faworytom

Czy
faza grupowa brazylijskiego mundialu wskazała zdecydowanych
faworytów do końcowego triumfu? Na pierwszy rzut oka w turniejową
drabinkę powinniśmy doczekać się półfinałowych szlagierów:
Brazylia – Niemcy i Holandia – Argentyna. Skoro jednak
niespodzianka goniła niespodziankę w zasadniczej części
rozgrywek, to prawdopodobieństwo, że właśnie taki okaże się
zestaw zespołów, które rozdzielą między siebie medale nie jest
wcale duże.

Czterej
wielcy faworyci nie zademonstrowali przecież dotąd wybitnego
futbolu. Wyniki budowali raczej wspaniali soliści, a nie zgrane
orkiestry. Neymar, Thomas Mueller, Arjen Robben i Leo Messi. O ile
jednak w pojedynkę można wygrać z Kamerunem, Iranem, a nawet USA
oraz Chile, to w decydujących potyczkach trzeba będzie liczyć na
większą liczbę osobowości i znacznie większy udział całego
zespołu w wypracowaniu korzystnego wyniku.

Z
tego punktu widzenia
na czoło rankingu faworytów wysuwa się drużyna Oranje. Oprócz
Robbena, ma przecież równie genialnego Robina Van Persiego, a we
dwóch, co oczywiste, można zdziałać o wiele więcej niż w
pojedynkę. Pytanie tylko, czy obaj napastnicy pomarańczowych nie
wyprzedzili czasem o dwie długości kolegów z reprezentacyjnej
defensywy, która nie jawi się wcale jako monolit? I czy tego nie
obnaży już Meksyk w 1/8 finału?

Brazylia
gra dość wolno, wolno (zwłaszcza jak na absolutną światową
czołówkę) organizuje też szyki obronne po stracie piłki. Argentyna w
ogóle nie jest zbilansowana, atak znacznie przewyższa jakością
obronę. Messi i spółka (Gonzalo Higuain, Ezequiel Lavezzi, ew.
Rodrigo Palacio) muszą po prostu strzelać więcej niż rywale, bo
to, że Albicelestes będą tracić gole w fazie pucharowej wydaje
się oczywiste.

Niemcy?
Teoretycznie najlepiej poukładany i z najsensowniej rozłożonymi
proporcjami między atakiem a obroną zespół pierwszej fazy, ale...
z dość dziwnie skonfigurowaną linią defensywną opartą na
czterech wieżach, których atutem niekoniecznie jest zwrotność.
Zwraca też deficyt argumentów w pierwszej linii, w której bardzo
dużo (pytanie, czy nie za dużo) musi brać na własne barki Thomas
Mueller. Może jednak w tym szaleństwie, zwłaszcza w destrukcji,
jest metoda na wywalczenie mistrzostwa?

Gdybym
miał sugerować się wyłącznie tym, co poszczególne zespoły
pokazały w fazie grupowej, wysoko oceniłbym szanse Kolumbii,
Francji, Meksyku i nawet Belgii (która rozpędzała się najwolniej
spośród wszystkich zwycięzców grup, ale pokazała chyba najwięcej
jakości na ławce, co w tej fazie turnieju może okazać się czynnikiem
decydującym) na sprawienie psikusa. Szczerze mówiąc, zdziwiłbym
się bardzo, gdyby przynajmniej jeden z zespołów z tego kwartetu
nie zameldował się w półfinale...

Adam
Godlewski

fot. Grzegorz Wajda 

Leave a Reply