Argentyńczycy mocni nie tylko na boisku. Rządzą też na ławce …

Po rozlosowaniu grup Copa America większość kibiców widziała półfinałowe starcie Argentyny z Brazylią oraz Chile z Kolumbią. Tak się jednak nie stało, bowiem Peruwiańczycy i Boliwijczycy pokrzyżowali plany faworyzowanym reprezentacjom. Argentyńscy szkoleniowcy zdecydowanie zdominowali tegoroczne mistrzostwa Ameryki Południowej.

Triumf argentyńskiej myśli szkoleniowej możemy zaobserwować w czterech reprezentacjach, które pozostały w turnieju. W Peru na ławce trenerskiej zasiada Ricardo Gareca, Chilijczyków prowadzi Jorge Sampaoli, Paragwaj trenuje Ramon Diaz, a Argentyńczyków Gerardo Martino.

Rzadko kiedy się zdarza, żeby szkoleniowcy z jednego kraju znaleźli się w czwórce najlepszych drużyn swojego kontynentu czy też w jakimkolwiek innym turnieju. Jakby tego było mało, to argentyński menedżer odpadł w ćwierćfinale wraz z prowadzoną przez niego drużyną Kolumbii. Z turniejem pożegnał się dopiero po serii rzutów karnych, jednak gra zespołu Jose Pekermana w żadnym stopniu nie przypominała tego co działo się na mistrzostwach świata w Brazylii.

Sukces szkoleniowców z jednego kraju również znajduje odzwierciedlenie w boiskowej postawie. Każda z tych drużyn prezentowała się lepiej od swojego ćwierćfinałowego rywala. Chilijczycy mieli pomysł na rozgrywanie piłki, większość czasu trzymali ją na połowie rywala, jednak grę w futbol kompletnie popsuł Gonzalo Jara, który już na Copa America nie zagra.

Peruwiańczycy od początku pokazali miejsce w szeregu Boliwii. Jose Paolo Guerrero i spółka od początku wznieśli się na nieosiągalny poziom dla rywala. Przeprowadzili jedną fenomenalną kontrę, jedną ładną akcję zespołową oraz wykorzystali dziecinny błąd przy wyprowadzaniu piłki. To wszystko sprawia, że mieli oni kontrolę od pierwszego gwizdka sędziego do ostatniego. Zresztą, podobnie było w fazie grupowej. Trafili do grupy z Brazylią, Kolumbią i Wenezuelą. Przed rozpoczęciem byli skazywani na porażkę, a tak naprawdę grali najlepszą piłkę w grupie C. Zaowocowało to drugą z rzędu obecnością w strefie medalowej Copa America. Na pewno nie jest to dzięki szczęśliwemu losowaniu, tylko mądrym ruchom taktycznym Ricardo Gareci.

Następnym Argentyńczykiem, który niespodziewanie wprowadził swoich podopiecznych do półfinału chilijskiego turnieju jest Ramon Diaz. Selekcjoner Paragwaju już w pierwszym meczu turnieju pokazał, że jego kadra nigdy się nie podda. Przegrywając do przerwy 0:2 z Argentyną niejedna drużyna by się załamała. Diaz tchną w swoich piłkarzy nadzieję, która przyniosła efekt w końcówce spotkania w postaci wyrównującego trafienia Lucasa Barriosa. Świetnie grający Paragwaj zasłużył na remis, a w kolejnych meczach prezentował się równie dobrze.

Co ciekawe, "Guarani" grają dużo lepiej, kiedy pierwsi stracą bramkę i muszą gonić wynik. Tak było właśnie we wspomnianym meczu z Argentyną, ale też z Urugwajem i w ćwierćfinałowej potyczce z Brazylią. Drużyna z charakterem, gryząca trawę od pierwszej do ostatniej minuty, bez piłkarskich wirtuozów, ale z dobrą i zgraną ekipą również może liczyć się w prestiżowym turnieju, co najlepiej pokazuje reprezentacja Paragwaju prowadzona przez Diaza.

Wreszcie przyszedł czas na Gerardo Martino i jego kadrę. Wraz z Chile zdecydowani faworyci do końcowego triumfu, jednak w Copa America teza, że ktoś jest faworytem dawno została obalona. Argentyna, z piekielną siłą ataku, nie jest groźniejsza od Polaków z meczów eliminacyjnych do mistrzostw Europy we Francji. "Albicelestes" stwarzają sobie sytuacje, grają najefektowniejszą piłkę w turnieju, jednak na koniec Lionel Messi pudłuje, jak Robert Lewandowski w pierwszej połowie spotkania z Gruzją. Tyle, że "Lewy" skończył z hattrickiem, a gwiazda Barcelony w turnieju wpisała się na listę strzelców raz i to z rzutu karnego.

Gdyby podopieczni Martino poprawili skuteczność, to triumf w Copa America byłby tak samo pewny, jak triumf argentyńskich trenerów w tym turnieju. W półfinale trafili jednak na Paragwaj, który w ostatnich latach jest czołową siłą Ameryki Południowej. Warto tylko przypomnieć, że piłkarze Ramona Diaza bronią wicemistrzostwa kontynentu sprzed czterech lat.

Podsumowując, każda z reprezentacji ma swój znak rozpoznawczy (Argentyna piękną grę i brak skuteczności; Chile, niestety, zachowanie Jary oraz konsekwencje w dążeniu do objęcia prowadzenia; Z kolei Paragwaj nigdy się nie poddaje, zawsze walczy do końca. Potrafi też zepchnąć rywala do defensywy), ale zdecydowanie najsolidniejsi wydają się na ten moment Peruwiańczycy. Podopieczni Ricardo Gareci nie mierzyli się jednak jeszcze z tak silnym rywalem, jakim jest Chile. Bo Brazylia jest słabsza od naszej obecnej reprezentacji, Kolumbia na ten turniej nie dojechała, a Wenezuela nie mogła rozwinąć skrzydeł przez głupie zachowanie Amorebiety. O Boliwii nawet nie wspominam, bo to było pewne, że Peru z tego turnieju jest za mocne na porażkę z tą kadrą.

Na początku wspomniałem o odgrywaniu coraz większej roli argentyńskich szkoleniowców w Europie. Tak też zaczyna się dziać. Zdecydowanie nie w tak dużym stopniu jak w Ameryce Południowej, ale trudno się z nie zgodzić z tym co napisałem. Marcelo Bielsa, po osiągnięciu dobrych wyników z Athletikiem Bilbao, przeniósł się do Olympique Marsylii. Był bardzo bliski zajęcia miejsca na podium i zagwarantowania walki zespołowi o fazę grupową Ligi Mistrzów. Z kadrą dużo gorszą od PSG, Monaco, Lyonu i Saint-Etienne walczył do końca o trzecią lokatę, ale ostatecznie przegrał ją o dwa punkty.

Finał Ligi Mistrzów, mistrzostwo Hiszpanii w sezonie 2013/14. W niedawno zakończonym roku ugrał trzecie miejsce w lidze oraz dotarł do ćwierćfinału Champions League. Mowa o Diego Simeone, który odkąd przejął Atletico Madryt, robił z tą drużyną kolosalną pracę. Postęp był widoczny z sezonu na sezon, kiedy to po wielu latach przywrócił chwałę Atletico. Głównie za jego sprawą i dzięki niemu "Los Colchoneros" obecnie są wymieniani w gronie jednej z najlepszych ekip świata.

Przykładów jest sporo. Mógłbym tu jeszcze przytaczać kilku fachowców np. Eduardo Berizzo, który z Celty Vigo stworzył drużynę mogącą wygrać z każdym. Kolejnym przykładem może być Mauricio Pochettino, który w Southamptonie odwalił kawał dobrej roboty, a od poprzedniego sezonu zaczął swoją misję w Tottenhamie.

Na koniec, warto przytoczyć słowa Ramona Diaza, który w jakimś tam sposób podsumował sukces argentyńskiej myśli szkoleniowej. To na pewno źródło radości dla całego kraju, bo nie tylko mamy topowych piłkarzy, ale także mamy trenerów z najwyższej półki – powiedział szkoleniowiec Paragwaju.

Leave a Reply