- Maracana właśnie obchodzi 64. „urodziny”. Jakie jest Pana najbardziej pamiętne wspomnienie związane z tym stadionem?
- To był rok 1963, miałem wówczas 10 lat. Przyszedłem na Maracanę po raz pierwszy w życiu, pamiętam, że miałem miejsce na szóstym piętrze stadionu. To był mecz Flamengo – Fluminense, przyszło 177 tysięcy widzów, rekordowa publiczność na meczu ligowym. Przeżyłem wspaniałe chwile, wciąż przed oczami mam kolory koszulek, w jakie byli poprzebierani kibice obu drużyn. Później były inne wspaniałe mecze, jak choćby Flamengo – Botafogo, podczas którego Garrincha strzelił trzy gole. Wtedy do głowy mi nie przyszło, że później to ja będę występował na tym stadionie. I zostanę uhonorowany pamiątkową statuą.
- Ci, którzy pamiętają dawną Maracanę mówią, że obecna, po modernizacji, która już nie ma tylu miejsc dla kibiców, straciła duszę.
- A był Pan na jakimś meczu na Maracanie w ostatnich pięciu latach? Nie? To już nie te czasy, gdy na stadion chciało przyjść dwieście tysięcy osób. Teraz ludzie mają wiele innych rozrywek. Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku przychodziło po sto tysięcy kibiców, ale w tym stuleciu są mecze, na których jest najwyżej piętnaście tysięcy. Mamy mniejsze trybuny, ale poszliśmy w dobrym kierunku, bo jest bezpieczniej. Nie jestem inżynierem, ale wiem, że narastały problemy z infrastrukturą i remont był konieczny, bez względu na to, czy na stadionie miałby się odbyć mundial, czy nie.
- Oglądał Pan w niedzielę pierwszy mecz mistrzostw na Maracanie. Co Pan po nim sądzi o Argentynie?
- Przede wszystkim dziękuję kibicom argentyńskim, że wespół z Brazylijczykami, siedząc pomiędzy nimi, potrafili stworzyć wspaniałą atmosferę i świetnie się zachowywać. Co do drużyny Alejandro Sabelli, to zaskoczyło mnie, iż rozpoczęła mecz tak defensywnie. Messi zagrał lepiej w drugiej połowie, bo weszli Gago i Higuain, był też Aguero, więc miał z kim pograć. Oni zwracali na siebie uwagę obrońców, robiąc miejsce Messiemu. Argentyńczycy zrozumieli, że muszą jak najczęściej grać piłkę do Messiego. I w końcu Leo strzelił gola, na jakiego Maracana zasłużyła.
- Czy Argentyna z taką grą ma szansę wejść do finału?
- Z grą z drugiej połowy – tak. Sądzę, że w finale nie będzie drużyn europejskich, spotkają się Brazylia z Argentyną. To byłoby ukoronowanie mistrzostw, przecież z tych krajów pochodzą najwięksi piłkarze w historii - Di Stefano, Maradona, Messi, Pele, Garrincha, Ronaldo...
- Kto Pana zdaniem jest najlepszym w historii z numerem 10?
- Pele.
- Podobał się Panu początek mundialu w wykonaniu Brazylii (rozmowa odbyła się przed meczem z Meksykiem – przyp. KK)?
- Niełatwo jest grać we własnym kraju, gdzie są ogromne oczekiwania. W trakcie śpiewania hymnu, który wspaniale zaintonowała publiczność w Sao Paulo, piłkarze byli wzruszeni. Ta atmosfera sprawiła, że na początku byli spięci i Chorwacja to wykorzystała. Ale Brazylijczycy nie spanikowali i odrobili straty. Ważne, że drużyna jest dobrze zbalansowana jeśli chodzi o obronę i atak, ma konkretny systemem gry.
- Co jest do poprawienia?
- Hulk nie powinien grać na lewym skrzydle. Tam powinien biegać Neymar, Oscar w środku, a Hulk po prawej stronie. Neymar poradził sobie w środku, ale stracił właśnie na tym Hulk, który wprawdzie odciągał uwagę Chorwatów, ale nie wykorzystał swojego potencjału pod bramką. Ponadto jest problem z kryciem na prawej obronie, gdzie gra Dani Alves. Zbyt dużo dośrodkowań rywali było adresowanych z tej strony.
- Na razie w turnieju pada mnóstwo bramek. Z czego to wynika?
- Wszystkim sprzyja nasz brazylijski, ciepły klimat. Pada wiele bramek, bo trenerzy nastawiają piłkarzy ofensywnie, ich celem jest zdobycie gola i dopiero wtedy cofają się. Wyjątkiem z wielkich drużyn była Argentyna. Nie spodziewałem się, że rozpocznie mistrzostwa z trzema stoperami. W turnieju było już dużo bardzo dobrych meczów i oby nadal padało tyle goli.
- Najwięcej w jednym meczu zdobyła ich Holandia. Zaskoczyła Pana?
- Tak, nie wierzyłem w nią, moimi faworytami były Chile i Hiszpania. Myślałem, że to Chile będzie rywalem Brazylii w 1/8 finału, gdy wyjdzie z drugiego miejsca. Ale Holandii wyszedł świetny mecz, bo strzelić kilka goli takiej drużynie jak Hiszpania to wyczyn. Teraz Hiszpanie muszą zagrać o wszystko z Chilijczykami, którzy przecież mają dobrych, szybkich piłkarzy, jak Jorge Valdivia, Arturo Vidal czy Alexis Sanchez. Może ich słabszą stroną jest brak wysokich obrońców, co może mieć znaczenie przy dośrodkowaniach. Hiszpanie mogą liczyć przy stałych fragmentach gry na Gerarda Pique i Sergio Ramosa.
- FIFA wprowadziła na mundialu technologię goal-line. Czy podobają się Panu techniczne nowinki w futbolu?
- Jestem za stosowaniem rozwiązań, które pozwalają eliminować pomyłki sędziów. Było wiele sytuacji, gdy nie uznawano gola po tym, jak piłka wpadła do bramki. Jako były selekcjoner reprezentacji Japonii podczas mundialu wiem, jakie to uczucie, gdy pracuje się przez trzy lata, a potem odpada z rywalizacji po nieprawidłowej bramce. To dobre dla futbolu, gdy z całą pewnością wiemy, czy padł gol, czy nie.
- Przed meczem na Maracanie mieszkańcy Rio de Janeiro podeszli pod stadion, by zaprotestować przeciw FIFA. Co Pan o tym sądzi?
- Każdy ma prawo protestować, ale ja zawsze stawiam futbol na pierwszym miejscu. Możemy w innym czasie rozwiązać nasze problemy. Skoro sami jesteśmy dobrze traktowani wszędzie, gdzie się pojawimy za granicą, to i my mamy obowiązek dobrze traktować turystów w swoim kraju.