W poniedziałek Stuart Gulliver nie miał dobrego dnia. Szef największego europejskiego banku HSBC, który musi tłumaczyć się z przecieków Swiss Leaks, zeznawał przed Komisją Skarbu brytyjskiego parlamentu z jej awanturniczą przewodniczącą Margaret Hodge na czele. Jakby tego było mało, tuż przed posiedzeniem, w ambasadzie Argentyny w Londynie przemówił – dla kontrastu bardzo spokojnie – Ricardo Echegaray, szef argentyńskiego fiskusa. Zażądał 3,5 mld dolarów.
Finansowe piractwo
Podczas konferencji, na której byli obecni przedstawiciele mediów, stwierdził, że HSBC poprzez swój argentyński oddział pomagał Argentyńczykom w wyprowadzaniu pieniędzy za granicę i w unikaniu płacenia podatków. Oświadczył również, że jego kraj oczekuje naprawienia krzywd wyrządzonych finansom Argentyny.
Już w listopadzie zeszłego roku jego urząd, który otrzymał informacje o przeciekach przed ich upublicznieniem w lutym tego roku, oskarżył HSBC o przetrzymywanie pieniędzy 4 tys. osób na kontach w Szwajcarii w celu uniknięcia przez nie opodatkowania w kraju. Wtedy jednak bank odrzucił oskarżenia, twierdząc, że respektuje argentyńskie prawo. Mimo to Argentyna zainicjowała postępowania przeciwko właścicielom kont. Jak zdradził Echegaray, w minioną niedzielę na prośbę fiskusa dokonano policyjnego nalotu na siedzibę argentyńskiego oddziału HSBC w celu zabezpieczenia dokumentów. Teraz Buenos Aires chce również „ukarać” sam bank.
- Po pierwsze chcielibyśmy wiedzieć, czy HSBC Holdings PLC [spółka-matka z siedzibą w Londynie – przyp. red.] wspierał działania oddziału argentyńskiego, a po drugie oczekujemy od HSBC Holdings PLC zwrotu funduszy, które według naszej wiedzy sięgają 3,5 mld dolarów – powiedział Ricardo Echegaray. Wezwał także HSBC Holdings PLC do wydania publicznego oświadczenia potępiającego działania argentyńskiego oddziału. - Bez podatków nie ma rządu, nie ma publicznej polityki, nie ma państwa. HSBC Holdings PLC może pokazać, że jest bankiem, który nie działa na szkodę rządów. Oraz że ma szacunek do podatków i finansowania państw. W innym wypadku byłoby to finansowe piractwo na międzynarodowym poziomie – stwierdził.
Swiss Leaks
Źródłem przecieków Swiss Leaks jest Hervé Falciani, były pracownik HSBC. Przekazał on francuskiej administracji skopiowane dokumenty, które wyniósł z banku. Dotarł do nich dziennik „Le Monde”, który podzielił się nimi z Międzynarodowym Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ), które z kolei upubliczniło ich analizę.
Dziennikarze twierdzą, że z dokumentacji wynika, że szwajcarski HSBC współpracował z klientami zaangażowanymi w całe „spektrum nielegalnych działań”. Przy czym głównie chodzi o wykorzystywanie szwajcarskiej tajemnicy bankowej i ukrywanie grubych milionów przed fiskusem. Według ICIJ ujawnione dokumenty wskazują, że w wielu przypadkach bankierzy doradzali wręcz swoim klientom, co zrobić, by uniknąć płacenia podatków w swoich krajach. Łącznie chodzi o 106 tys. osób z 203 państw, w tym z Polski. Posiadały one na szwajcarskich kontach ponad 100 mld dolarów.
Klienci z Polski trzymali niemal miliard dolarów w banku HSBC w Szwajcarii
Zaznaczyć należy jednak, że samo bycie klientem indywidualnym szwajcarskiego HSBC nie jest równoznaczne z łamaniem prawa. Nie wszyscy, jak podkreśla sam bank, trzymali pieniądze w Szwajcarii, aby ukryć je przed urzędem podatkowym. Niektórzy działali legalnie i płacili podatki. Np. nieżyjąca już Amalia Fortabat, niegdyś najbogatsza Argentynka, konto założyła do przeprowadzenia konkretnej operacji, która była monitorowana przez władze Argentyny, Brazylii i USA. Zapłaciła 11 mln dolarów podatku.
Dziennikarze umieścili Argentynę na 21. miejscu na świecie pod względem wartości aktywów w szwajcarskim HSBC. Z krajem tym powiązano 3,6 tys. klientów, którzy na 2,5 tys. kont trzymali 3,5 mld dolarów. Dla porównania – z osobami z Polski połączono 865,6 mln dolarów. Echegaray twierdzi jednak, że ma dowody, że „argentyńskich” klientów jest prawie o pół tysiąca więcej w stosunku do analizy ICIJ. Dodał, że ok. 15 proc. z 4 tys. oskarżonych osób zmieniło swoje zeznania podatkowe po tym, gdy władze rozpoczęły dochodzenie.
Sępy i tampony
To, że akurat Argentyna jako pierwsze państwo głośno domaga się pieniędzy w związku z aferą Swiss Leaks, nie powinno raczej dziwić. Argentyna często wpada w tarapaty finansowe, z których panicznie próbuje się wydostać. Tak jest też i tym razem.
Obecnie jednym z jej największych problemów są tzw. fundusze-sępy. Po kryzysie sprzed 13 lat, kiedy Argentyna ogłosiła niewypłacalność, 92 proc. wierzycieli w zamian za obietnicę spłaty odsetek zgodziło się na obcięcie zadłużenia o 70 proc. Nie wszyscy wierzyciele wówczas jednak na takie ostre cięcie przystali. Fundusze-sępy domagają się spłaty całości należnej im kwoty, a więc 1,3 mld dolarów z odsetkami. Argentyna odmawia, bo jej na to nie stać i obawia się zalewu podobnych roszczeń.
Chociaż amerykańscy sędziowie przyznali sępom rację, Argentyńczycy upierają się przy swoim. Ale ponieważ sąd uznał, że Argentyna nie może spłacić innych wierzycieli, nie spłaciwszy najpierw sępów, władze USA musiały w połowie zeszłego roku zablokować spłatę pozostałych zobowiązań Buenos Aires. Kraj znalazł się tym samym w stanie technicznej niewypłacalności. Sprawa szkodzi gospodarce. Przydałoby się więc porozumienie, ale do tego potrzebne są pieniądze, których Argentyna nie ma. Szaleje 40-proc. inflacja, z kraju ucieka kapitał, a w styczniu zabrakło nawet tamponów, przez co kobiety wyszły na ulice.
Odpowiednia osoba
Jednak pobudki Argentyny czy nawet legalność jej żądań wobec HSBC należy odkleić od zasadności jej pretensji. Wydaje się, że HSBC powinien odpowiedzieć za Swiss Leaks tak, jak za swoje grzeszki odpowiedział kilka lat temu szwajcarski bank UBS. W 2008 roku został on oskarżony przez władze USA o to, że pomagał Amerykanom w unikaniu opodatkowania. Bank w ramach ugody zapłacił prawie 800 mln dolarów kary, a sprawa przyczyniła się do upadku szwajcarskiej tajemnicy bankowej.
I raczej nie wystarczą zapewnienia HSBC, że podjął „znaczące kroki” oczyszczające bank z dotychczasowych nieprawidłowości. Świadectwo o tym, co dla HSBC oznacza czysta sytuacja, dał Stuart Gulliver przed Komisją Skarbu. Chociaż urodził się i wychował w Wielkiej Brytanii, zmienił adres zameldowana na Hongkong dla celów podatkowych. Ponadto był jednym z pierwszych klientów szwajcarskiego oddziału swojego banku. Na koncie zarejestrowanym na spółkę w Panamie, jednym z rajów podatkowych, trzymał ponoć kilka milionów funtów szterlingów. Mimo to przed Komisją Skarbu zeznał, że jest „odpowiednią osobą do uzdrowienia HSBC, bo jego sprawy podatkowe są uporządkowane”.