Zniesienie kontroli i ograniczeń w wymianie walut i przepływie kapitału, które nastąpiło w środę, było jedną z obietnic wyborczych nowego, centroprawicowego rządu prezydenta Mauricio Macriego, który zwyciężył w wyborach 10 grudnia.
Jak powiedział w czwartek minister finansów Argentyny Alfonso Prat-Gay, zniesienie tych ograniczeń stało się możliwe dzięki znacznemu ograniczeniu opodatkowania eksportu produktów rolno-spożywczych, wymianie zarządu banku centralnego oraz niemal "pewnych szansach" na dopływ kapitału, który zasili argentyńskie rezerwy walutowe.
Argentyna ma w ciągu najbliższych czerech tygodni uzyskać od 15 do 20 mld dol. między innymi dzięki porozumieniom z zagranicznymi bankami i bankiem centralnym Chin - powiedział Prat-Gay.
Minister nie wyjaśnił jednak, na jakich zasadach Argentyna uzyska pomoc od Pekinu. Dzień wcześniej ujawnił, że spodziewa się, iż w najbliższych dniach argentyński bank centralny uzgodni z amerykańskimi bankami inwestycyjnymi udzielenie Argentynie linii kredytowej w wysokości ponad 5 mld dolarów
Kontrolę przepływu kapitału i wymiany walut, znaną pod nazwą "cepo" (potrzask), wprowadził w 2011 roku rząd poprzedniej prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner, aby chronić topniejące rezerwy zagranicznych walut. Ograniczenia utrudniały argentyńskim firmom dostęp do towarów i surowców z importu.
Macri zapowiadał w czasie kampanii reformy wolnorynkowe i uwolnienie argentyńskiej gospodarki, trzeciej pod względem wielkości w Ameryce Łacińskiej, z krępujących ją ograniczeń.
Na decyzję o uwolnieniu przepływu kapitału oczekiwali z niecierpliwością argentyńscy producenci rolni, aby sprzedać nagromadzone za rządów prezydent Kirchner olbrzymie zapasy soi i zbóż.
Dotychczas Argentyna broniła się przed ucieczką dewiz za pomocą polityki "cepo". Po kryzysie z 2001 roku i załamaniu argentyńskiego sektora bankowego, który pozbawił ludzi oszczędności zdeponowanych w bankach, Argentyńczycy obawiali się zarówno oszczędzania we własnej walucie, jak i trzymania rezerw w krajowych instytucjach finansowych. Nakładały się to na doświadczenia ostatnich 40 lat, kiedy to w Argentynie utrzymywała się inflacja na przemian z hiperinflacją. Zamożni obywatele otwierali więc konta bankowe w USA, Europie czy w sąsiednim Urugwaju.
Ze względu na ograniczenia wymiany walut w kraju funkcjonował tzw. błękitny dolar, czyli dolar czarnorynkowy, którego cena znacznie odbiegała od kursu oficjalnego.
Obowiązywały też inne restrykcje, np. utrudniające przedsiębiorcom import zaopatrzeniowy i transferowanie zysków przez granicę. Ograniczenia te miały zahamować wypływ dolarów z kraju, ale zdaniem wielu ekonomistów podważyły zaufanie do peso.
"Taki system dławił gospodarkę. Teraz wracamy do normalnej sytuacji" - powiedział Prat-Gay.
Jak komentuje Reuters, decyzja o uwolnieniu kursu waluty została przyjęta z aplauzem przez zagranicznych inwestorów i wielu Argentyńczyków, istnieje jednak obawa, że gwałtowny spadek kursu peso przyśpieszy tylko kolosalne podwyżki cen. Roczną inflację w tym roku szacuje się na około 30 proc.
W ciągu kilku dni od objęcia urzędu przez nowego prezydenta wiele przedsiębiorstw podniosło ceny w nadziei na to, że uchronią się przed konsekwencjami dewaluacji peso. Inne firmy, a zwłaszcza fabryki po prostu zamknięto w oczekiwaniu na to, co stanie się z argentyńską walutą.
Istnieje też ryzyko, że uwolnienie kursu peso spowoduje run na banki i wykupowanie dolarów na wielką skalę. Tymczasem rezerwy walutowe kraju wynoszą zaledwie 24 mld dol.