– Łukasz, ty masz spać i wygrać turniej w Metzu, a nie zajmować się teraz losowaniem – odpisał Wojciech Fibak Łukaszowi Kubotowi, gdy w środku nocy dostał od niego SMS-a po ustaleniu drabinki Pucharu Davisa na przyszły rok. Nasi reprezentanci oglądali ceremonię w Chile, a później jeszcze przed snem wymieniali się wrażeniami. Nie trafili źle przy założeniu, że w drużynie z Ameryki Płd. zabraknie Juana Martina del Potro. Mistrz US Open z 2009 roku poświęcił ten sezon na operacje i rehabilitację (jej postępy można śledzić w mediach społecznościowych), ale od początku przyszłego chce wrócić na korty. Pytanie, czy wróci jednak do reprezentacji, na którą długo pozostawał obrażony.
– Jeśli nie pojawi się w Polsce, na szybkiej nawierzchni, którą koniecznie musimy przygotować, spotkanie może się ułożyć po naszej myśli – ocenia Fibak. – Moim zdaniem będziemy faworytami, choć gdybyśmy musieli jechać do Buenos Aires, zamienilibyśmy się w outsiderów. Jeśli Argentyna gra u siebie na cegle, jest w tym piekle nie do ruszenia. Ale gdy Leonardo Mayer (ATP 36), Juan Monaco (ATP 44), Federico Delbonis (ATP 64), Diego Schwartzman (ATP 80) czy wykorzystywany w deblu Carlos Berlocq walczą na wyjeździe w hali, gubią właściwie wszystkie swe atuty – dodaje.
Choć żaden tenisowy Messi do nas nie przyjedzie, trzeba jednak pamiętać, że Jerzy Janowicz w tym roku przegrał z Argentyńczykami wszystkie trzy spotkania. Medialnie i marketingowo ten przeciwnik to w tej chwili druga liga. Nie ma w nim potencjału Guillermo Vilasa czy Gabrieli Sabatini. No chyba że w sezonie olimpijskim trochę czasu na wizytę w naszym kraju znajdzie jednak del Potro…