Wygraliśmy 3:1 z Argentyną, choć – jak widzieliście – łatwo nie było. Przestrzegałem na łamach „Przeglądu Sportowego”, że takie mecze będą się zdarzały, bo Puchar Świata jest długi i kryzysy muszą się zdarzyć. Po wspaniałym zwycięstwie nad Rosją, które być może w ostatecznym rozrachunku da nam olimpijski awans, przyszedł mecz z niżej notowanym rywalem. Mecz, który musieliśmy wygrać 3:0 lub 3:1. Nie jest łatwo grać z takimi przeciwnikami – oni nie mają nic do stracenia i w każdej akcji ryzykują, my musimy utrzymać koncentrację, żeby w głupi sposób nie zaprzepaścić wielkiej szansy.
Nikt nie ma chyba wątpliwości, że mamy silniejszy zespół niż Argentyna i zawodników dysponujących lepszymi warunkami fizycznymi. Oni po kontuzji Jose Luisa Gonzaleza właściwie zostali bez atakującego, a manewr z przestawieniem Facundo Contego na tę pozycję zakończył się fiaskiem. Ciekawostka jest taka, że Gonzalez kontuzji nabawił się w sparingu z nami w Osace. Uraz nie wyglądał groźnie, ale potem okazało się, że wykluczył tego zawodnika z udziału w Pucharze Świata.