Do próby zamachu doszło w czerwcu 1998 roku. Był późny wieczór. Państwo Kopaczowie, małżeństwo prokuratora ze Skarżyska-Kamiennej i szefowej przychodni lekarskiej w Szydłowcu, siedzieli w domu a w telewizji akurat trwała transmisja 1/8 finału piłkarskich Mistrzostw Świata Anglia-Argentyna. Jak pisze "Newsweek", Marka Kopacza, który tego wieczoru miał na prośbę żony przeparkować samochód w pobliże komendy policji, uratowały rzuty karne. Auto wybuchło w ich trakcie. Eksplozja była tak silna, że ogień sięgał pięciu metrów a auto doszczętnie spłonęło.
"Przyczyną eksplozji był wybuch bomby. Podłożony ładunek posiadał materiał wybuchowy na bazie heksogenu i miał moc odpowiadającą masie 0,2 kg trotylu (…). Urządzenie było podczepione za pomocą dwóch pierścieni magnetycznych pod samochodem, w okolicy tylnego siedzenia za kierowcą, w niewielkiej odległości od zbiornika z paliwem" - napisano w aktach śledztwa. Biegłym nie udało się ustalić, czy bomba został odpalona za pomocą urządzenia radiowego czy zegarowego. Wiadomo za to, że w trakcie dnia poprzedzającego eksplozję z auta korzystała Ewa Kopacz. Możliwe, że jeździła z bombą.
Prokuratorom nie udało się znaleźć zamachowców i śledztwo umorzono. Wszystko wskazuje jednak na to, że chodziło o zastraszenie, bo przed eksplozją Kopaczowie mieli serię głuchych telefonów a dach ich samochodu został podziurawiony ostrym narzędziem.
Jedyny trop dotyczący sprawców wskazał podczas swojego przesłuchania Marek Kopacz, który zeznał, że bombę mogli podłożyć "młodzi ludzie związani z kradzieżami samochodów i wymuszaniem okupów za samochody"). Według niego złodzieje byli "powiązani z gangami radomskimi", którymi on zajmował się jako prokurator.
(mpw)