Niemcy czy Argentyna, na kogo postawić – to najbardziej nurtujące pytanie hazardzistów, piłkarskich kibiców i mundialowych sezonowców, którzy na tym turnieju po raz pierwszy zobaczyli Jamesa Rodrigueza. Ale skoro nasz naród łączy wspólny dylemat, postanowiliśmy w większym bądź mniejszym stopniu pomóc wam w wyborze zwycięzcy.
Aleksander Pikos:
Trzeci raz w dziejach MŚ w wielkim finale Argentyna spotka się z Niemcami. Jestem oddanym fanem „Albicelestes” już od ośmiu lat dlatego trzymam kciuki za ekipę Alejandro Sabelli. Co prawda Niemcy podbudowani wtorkową kanonadą na gospodarzach grają teraz jak prawdziwa machina i obiektywnie rzecz biorąc daje im się większe szanse na tryumf jednak w piłce nożnej wszystko jest możliwe dlatego liczę na Argentynę.
Argumenty przemawiające na rzecz Niemiec to dzień więcej na przygotowanie się do boju, lepsze wyszkolenie techniczne, duża skuteczność zawodników i zapewne też większa regeneracja sił po półfinale.
Po stronie Argentyńczyków o dziwo stoi obrona, która przed turniejem była uważana za newralgiczny punkt, a wspomagana przez Javiera Mascherano okazała się najsolidniejszą formacją. Przecież mniej goli na tym Mundialu straciła tylko ultradefensywna Kostaryka. Po drugie argentyński zespół to nie tylko Messi. „Pulga” pociągnął wózek przez stosunkowo łatwą fazę grupową zapewniając w niej zespołowi komplet zwycięstw, ale później jego rola w sukcesie Argentyńczyków była znacznie niższa. Świetnie spisywał się Angel Di Maria, ale niestety po półgodzinie ćwierćfinału z Belgią doznał kontuzji uda przez co opuścił środowy półfinał. Wiadomo, że Enzo Perez nie zastąpi go w stu procentach, ale robi co może aby wesprzeć atak. Niemcy będą zdecydowanym faworytem, ale wierzę w Albicelestes. VAMOS ARGENTINA!
Eryk Delinger:
Niemcy to mój faworyt od początku turnieju – mają wszystko, by odnieść sukces. Zdołali już udowodnić, że są potężni nie tylko na papierze. Na przestrzeni całego turnieju prezentowali się znacznie lepiej niż ich dzisiejsi rywale i choćby dlatego szczerze liczę na zwycięstwo ekipy Loewa. Mecze z udziałem Die Mannschaft były jednymi z najlepszych na tych mistrzostwach. Dla kontrastu, Argentyna nie uśpiła tylko raz – kiedy Nigeria zaskoczyła Albicelestes ofensywnym nastawieniem i zmusiła ich do wymiany ciosów. Zespół pokonujący kolejne etapy turnieju wyłącznie dzięki szczęściu oraz indywidualnym popisom Messiego, prezentujący tak fatalną piłkę, zwyczajnie nie powinien wygrać Mundialu. Zwłaszcza, że cały turniej był rewelacyjny.
Cztery lata temu imponujących Niemców zatrzymała lepsza piłkarsko, acz równie męcząca w odbiorze reprezentacja Hiszpanii. Dziś niemiecki zespół jest bardziej doświadczony i negatywne podejście Argentyny nie powinno stanowić dla nich przeszkody. Dla widowiska najlepiej byłoby, gdyby podopieczni Jogiego zdołali szybko otworzyć wynik i wciągnąć rywali w wymianę ciosów. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że ekipa Sabelli sprowadzi mecz do poziomu swoich poprzednich występów i o show godnym finału będziemy mogli tylko pomarzyć.
Gdyby piłka była sprawiedliwa, a wyniki spotkań dawały się zawsze logicznie wytłumaczyć, zwycięstwo Niemiec byłoby pewne. Wiemy że jest inaczej – ale mam nadzieję, że Die Mannschaft uratuje rewelacyjny turniej przed piekielnie rozczarowującym mistrzem.
Krystian Pomorski:
Zacznę może od tego, ze już pod koniec maja przewidywałem, ze w finale brazylijskich rozgrywek znajdą się właśnie Niemcy i Argentyna. Nie jest to dla mnie żadna niespodzianka, aczkolwiek uważam, ze z tej dwójki tylko jedna drużyna spełnia standardy by aspirować do miana najlepszej na świecie. I niestety nie jest to Argentyna.
Argentyna w moim odczuciu przez ten Mundial się jakoś tak prześlizgnęła – każdy mecz to męczarnia (patrz Nigeria, Kolumbia), zwycięstwo różnicą jednej bramki, albo karne, tak jak z Holandią. Zupełnie inaczej niż Niemcy, którzy swoją grą porywają. Jadą równo ze wszystkimi, prezentują futbol efektowny i efektywny, czego wielu reprezentacjom na tym turnieju zabrakło. Jednakże, dopiero finał będzie dla nich prawdziwym testem. Brazylia nie była de facto zadną przeszkodą. Drużyna Loewa moim zdaniem sięgnie w końcu po Mistrzostwo Świata, a marzenia Argentyńczyków zostaną zniszczone już w pierwszej połowie.
Możliwe, że geniuszem popisze się Leo Messi, ale czy to wystarczy, by pokonać Toniego Kroosa i spółkę? Nie sądzę.
Patryk Idasiak:
Czekaliśmy miesiąc. Minęło błyskawicznie. Jeszcze niedawno Nishimura gwizdał wymyślonego karnego dla Brazylijczyków, a Dos Santos (nie)strzelił dwie(óch) bramek w spotkaniu z Kamerunem. Dzisiaj serce mówi – Argentyna, rozum z kolei – Niemcy. Obie drużyny przeżywały w tym turnieju trudne chwile. Nasi zachodni sąsiedzi męczyli się z rewelacyjną Algierią, która przeszywała obronę świetnymi, długimi podaniami. Na posterunku był jednak w każdym przypadku Manuel Neuer. Messi z kolegami mieli z problem ze Szwajcarią. Dopiero w dogrywce, awans do kolejnej rundy zapewnił im Angel Di Maria. Drugą grali już w półfinale, szczęśliwie tryumfując w rzutach karnych. Trzeciej mogą nie wytrzymać.
Widzę dużą szansę dla Albicelestes. Niemiecka maszyna ma swój najsłabszy punkt – lewą strona. Mesut Ozil + Benedikt Howedes vs ofensywnie grający Pablo Zabaleta + Ezequiel Lavezzi. Ozil nie jest mistrzem bronienia, Howedes to z kolei tylko zmiennik kontuzjowanego Schmelzera i wyraźnie odstaje od reszty. To pozwala mi mieć małe nadzieje, że mój ulubiony zawodnik – Pablo Zabaleta, będzie cieszył się ze zdobycia Mistrzostwa Świata. Z drugiej strony… Niemcy to jednak Niemcy.
Kuba Waśko:
Wygra Argentyna. Przede wszystkim, dlatego że jestem antyfanem Niemiec. Oprócz tego liczę, że Sergio Romero rozegrał się w półfinale i będzie zaporą nie do pokonania. Argentyna ma też Mascherano, bez którego interwencji w końcówce nie byłoby „Albicelestes” w półfinale. Po cichu chciałbym też, żeby Alejandro Sabella zagrał na nosie wszystkim swoim krytykom i udowodnił, że budowanie drużyny wokół Lionela Messiego ma sens. Dotychczas „Atomowa pchła” udowodniła, że to było dobre posunięcie. Z każdym meczem Argentyna wyglądała coraz lepiej. Choć powiedzieć, że Niemcy gorzej, byłoby śmieszne, szczególnie po 7:1 z Brazylią. Wydaje mi się, że taka wygrana może ich uśpić. Tym bardziej, że kiedy do przerwy prowadzili z „Canarinhos” 5:0, to tuż po zmianie stron gospodarze mieli przynajmniej trzy dogodne sytuacje…
Łukasz Klinkosz:
Nieszczególnie przepadam za reprezentacją Niemiec. Umiem dostrzec, że grają niezwykle efektownie. Prawdopodobnie najlepiej w fazie pucharowej, bo w rozgrywkach grupowych najlepiej prezentowała się Holandia, która ostatecznie zajęła trzecie miejsce na tym turnieju. Tak naprawdę wszystko przemawia za tym, aby to właśnie nasi zachodni sąsiedzi wygrali dzisiejszy finał, jednak ja, wcale nie przekornie, stawiam na Argentynę. Nie dopuszczają do swojej bramki rywali, chyba że tylko w ostateczności, kiedy trwają rzuty karne.
Właściwie to piszę teraz jak typowy Polak, bo wybieram mniejsze zło. Tak jak Polacy wybierają między PO a PiS-em, tak ja między Niemcami i Argentyną. Nigdy nie kibicowałem żadnej z tych reprezentacji. Dlaczego zatem Argentyna? Bo Messi? Nie, za nim też za bardzo nie przepadam. Sądzę, że obejrzymy jeden z najbrzydszych finałów w historii, czyli nieustanne ataki odpierane przez Albicelestes. I gol albo na samym początku meczu, albo w końcówce, prawdopodobnie zdobyty przez Garaya dzięki dośrodkowaniu. Takie mam dziwne przeczucie.
Ale miałem też przeczucie, że Brazylijczycy zremisują z Niemcami i o awansie do finału zdecydują rzuty karne.