Kraj srebra znowu srebrny! Argentina drugą siłą na świecie! – CzasFutbolu.pl

Mistrzostwa Świata 2014 na stadionach Brazylii to już historia. 13 lipca na Maracanie w Rio de Janeiro do boju decydującego o złotym medalu po raz trzeci w dziejach stanęły kraje zwane Deutschland i Argentina. Przed rozpoczęciem zawodów jako zdecydowanego pretendenta upatrywano podopiecznych Joachima Löwa. Po wtorkowym pogromie nad gospodarzami rozpędzili się jak machina. „Albicelestes” dla odmiany musieli męczyć się w dogrywce, a następnie w serii rzutów karnych z Holandią. Jak odnotowałem w mojej prognozie wyszkolenie techniczne, większa regeneracja sił po półfinale oraz skuteczność na miarę mistrzów – te atuty przechyliły szalę zwycięstwa na rzecz „Mannschaftu”, który pokonał Argentyńczyków 1:0 po dogrywce.

Argentyna na plus miała dogodniejszy dla nich klimat, większą rzeszę fanów na trybunach (ogólnie w całym Rio) oraz ogromny animusz do gry. Na marginesie próbowano także doszukiwać się różnych przesądów mających określić komu ten finał gorzej zapadnie w pamięci. Na niekorzyść „Biało-błękitnych” był chociażby taki detal, że zagrali dziś w takich samych barwach jak podczas przegranego finału World Cup 1990 albo fakt, że do najważniejszego pojedynku w ostatnim ćwierćwieczu przygotowywali się na stadionie São Januário, który na co dzień jest domem Vasco da Gama tzw. „Vice do novo”, a więc klubu przynoszącego pecha. Co ciekawe Germania też tam trenowała (bo FIFA zabroniła na samej Maracanie obawiając się o stan murawy), ale Sabella na domiar złego został obdarowany przez włodarzy Vasco pamiątkową koszulką tego teamu.

Bardziej racjonalnym argumentem będzie, że na decydujące starcie nie zdołał wykurować się kluczowy skrzydłowy Ángel Di María. Bohatera 1/8 finału ze Szwajcarią w następnym spotkaniu dopadło zerwanie mięśni uda, które w ostatecznym rozrachunku uniemożliwiło mu dalszą walkę o Puchar Świata.

Alejandro Sabella na swój ostatni mecz w roli trenera reprezentacji Argentyny wystawił jedenastkę niemal identyczną jak przeciwko Holandii: Sergio Romero – Pablo Zabaleta, Martín Demichelis, Ezequiel Garay, Marcos Rojo – Enzo Pérez, Lucas Biglia, Javier Mascherano, Ezequiel Lavezzi – Lionel Messi (C), Gonzalo Higuaín. Formacja to niemal typowe 4-4-2.

Jedyną korektą było przesunięcie Lavezziego na lewą flankę, a Enzo Péreza skrajnie na prawo. Taka taktyka rzeczywiście okazała się skuteczna, drużyna przyzwoicie spisywała się w pierwszej linii, fajnie konstruowała kontry bokami i kto wie jak potoczyłoby się gdyby lepiej wykańczali akcje ofensywne.

W 20 minucie Higuaín otrzymał podanie jak na tacy od niemieckiego pomocnika po czym miał przed sobą już tylko samego Manuela Neuera, ale wybrał najgorsze rozwiązanie z możliwych – przywalił na pałę z piętnastego metra i fatalnie chybił. Później „Pipita” strzelił nawet gola, ale sędzia Nicola Rizzoli (prowadził już trzecie starcie Argentyny na tym Mundialu) słusznie wychwycił, że w momencie dogrania od Lavezziego znajdował na spalonym i trafienie anulował. Jestem subiektywny, ale uczciwy. Tylko ciekawe czy Neuer atakiem na piłkę, ale jednak na Higuaína z początku drugiej połowy nie powinien mieć odgwizdanego przewinienia.

Kilkanaście minut później Lionel Messi mógł zdobyć gola po akcji prawym skrzydłem, ale podczas swojej szarży na bramkę był zbytnio osamotniony. Zbyt ostry kąt wobec czego bezradnie skierował futbolówkę w centrum pola bramkowego skąd wybił ją bystry Boateng.

Po upływie pół godziny doszło do komicznej zmiany w niemieckim teamie. Christoph Kramer, który w ostatniej chwili zastąpił dziś na pozycji defensywnego pomocnika awizowanego wcześniej Samiego Khedirę nagle doznał kontuzji i musiał opuścić boisko. Za niego pojawił się bardzo aktywny André Schürrle.

Mimo, że Niemcy przeważali to w pierwszej części stworzyli sobie raptem jedną klarowną sytuację kiedy w ostatniej minucie. Centra z kornera – Höwedes trafił z główki w słupek, a składający się do dobitki Thomas Müller na ofsajdzie.

Już przed startem drugiej odsłony pierwsza korekta u Sabelli. Styrany Lavezzi poszedł pod prysznic, a na dalsze zmagania desygnowany został Sergio Agüero. Wypadł podobnie, co przed czterema dniami. Dużo się starał, acz niewiele z tego wyszło.

Od razu po przerwie kolejna kontra „Albiceleste”. Messi przyjmuje podanie od Lucasa Biglii, ucieka niemieckim stoperom, wychodzi jeden na jednego z Neuerem, ale jego fatalny strzał po ziemi zupełnie mija się z celem. Ofensywa Argentyny była szybka … aż zbyt szybka przez co niedokładna.

Skuteczność napadu uważanego przed Mundialem za najsilniejszy można ocenić 2 na 10. Z wyjątkiem pojedynczych przebłysków było tak żałośnie, że aż czasami robiło się niedobrze. Zwłaszcza wprowadzony za Higuaína w 78 minucie Palacio pętał się po boisku jak obłąkany nie wnosząc do zespołu niczego pożytecznego. Panie Rodrigo – wstydzę się, że kiedyś grałeś dla Genoa CFC 1893. Idź precz! Nie wracaj więcej do tej reprezentacji.

Kolejną roszadę z 86 minuty kiedy Fernando Gago zastępuje pracowitego Enzo Péreza także przemilczmy. 28-letni grajek będący totalnie bez formy, przyjeżdżający na przedmundialowe zgrupowanie zaraz po wyleczeniu miesięcznej kontuzji kolana raz po raz drastycznie obniża jakość gry kolektywu, który jak się okazało miał historyczną szansę na trzecie złoto. OK, rozgrywający Benfiki już wypompowany, ale nie można było zań posłać np. Maxi Rodrígueza czy Ricardo Álvareza dysponowanych większym potencjałem?

W dogrywce jeszcze jedną setkę zmarnował wspomniany Rodrigo Palacio. 96 minuta – z lewej strony wyborna centra na pole karne lecz ten bezskutecznie próbował przelobować goalkeepera głową celując obok siatki. Czara goryczy na tego gościa jest już tak duża, że przepełniłaby Rów Mariański. Powinien zostać zniesiony z boiska niczym pseudokibic, który pozwolił sobie wbiec na nie.

Jak to mawia stare piłkarskie porzekadło: „niewykorzystane sytuacje się mszczą”. W 113 minucie przełomowy szturm Niemiec. André Schürrle na lewej flance przedostał się blisko pola karnego, wziął na siebie dwóch obrońców którzy nie zauważyli, że w szesnastce czyha Mario Götze. Nie spostrzegł tego również Martín Demichelis stojący w pół drogi pomiędzy Schürrle, a Götze. Pomocnik Chelsea zauważył karygodne ustawienie Argentyńczyków, dośrodkował prosto do niekrytego jokera, któremu nie pozostało nic innego jak tylko pokonać Sergio Romero w sytuacji jeden na jednego.

Tak idiotycznie straconym golem team z Ameryki Południowej pożegnał się z marzeniami o mistrzowskiej paterze. Co prawda mieli jeszcze około dziesięciu minut na wyrównanie, ale kapitalnie zdyscyplinowani w defensywie rywale absolutnie nie pozwolili im zbliżyć się pod własną szesnastkę.

Okazja nadarzyła się ostatnich sekundach. Lionel Messi miał rzut wolny z odległości około 25 metrów. Niestety wykonał go najgorzej jak mógł. Strzał rozpaczy poszybował w trybuny. Niemcy dowieźli skromne 1:0 przypieczętowują czwarte Mistrzostw Świata. Finał zwyciężyli we wręcz bliźniaczych okolicznościach jak Hiszpanie cztery lata temu. Widowisko może było bardziej emocjonujące i mniej brutalne niż wówczas, ale końcowy efekt taki sam. Przypomina się też finał z 1990, nieprawdaż? Byleby dociągnąć do konkursu jedenastek … nienawidzę tego!

El sueño llegó a su fin: Argentina, subcampeón del mundo

Największy gwiazdor reprezentacji Argentyny na pocieszenie został uhonorowany Złotą Piłką – nagrodą dla najlepszego piłkarza całej imprezy. Prawdę powiedziawszy nie wiem za co? Chyba za bycie wizytówką firmy Adidas. Jeśli ten laur przyznawano by tylko za fazę grupową to owszem, ale w decydujących bataliach „Pulga” spisał się relatywnie poniżej normy. Uważam, że najlepszy był Mascherano systematycznie wkładający całe serce do gry.

Messi tras recibir la medalla como subcampeón.

http://news4.argentinian.me/wp-content/images/cache/0/33/26/a6029_Okzkuy2.png

Z innych wyróżnień: najlepszym bramkarzem został Manuel Neuer, złotego buta zgarnął James Rodríguez z sześcioma golami na koncie, a najlepszym młodzikiem ogłoszono Paula Pogbę z Francji.

Jeśli chodzi o Argentyńczyków – jak mógłbym ich zreasumować? Gratuluję moim ulubieńcom dojścia do finału, nieustępliwej walki do końca i poświęcenia dla narodu skażonego niegdyś jarzmem wojskowej junty, przegraną wojną o Falklandy tudzież wieloma kryzysami ekonomicznymi. Olbrzymia nagana jedynie za skuteczność napastników. Summa summarum obrona uważana za lichą była o niebo lepsza niż atak.

Jako, że pierwszy raz na własne oczy ujrzałem Argentynę w półfinale, a następnie w finale Mistrzostw Świata jestem zadowolony. A, że w fazie medalowej nie uzyskali choćby jednego trafienia? Cóż, nie można mieć wszystkiego. Nie mam zamiaru rozpaczać, jestem na to za stary. Życie toczy się dalej. Niedługo do łask powracają moje ulubione rozgrywki klubowe czyli Copa Libertadores.

Pogalopowali znacznie dalej niż im pierwotnie rokowałem, przełamali trwającą od 24 lat barierę ćwierćfinałów, pokazali kawał dobrego rzemiosła taktycznego. Nie ukrywam, iż od pierwszego meczu do aż półfinału pomagało im nieco papieskie błogosławieństwo, ale w sześciu potyczkach sportowo byli lepsi od oponenta. Tak czy inaczej nie będzie planowanych beatyfikacji Alejandro Sabelli i Leo Messiego już za ich żywota. Jeśli dojdzie do jakiejkolwiek to wyłącznie u Javiera Mascherano.

Z racji nie wywalczenia mistrzowskiego tytułu przez tę niezachwycającą acz efektywną brygadę nie spełni się wiele obietnic jakie Argentyńczycy złożyli jeśli tylko sięgną po trzecią gwizdkę. Lionel Messi nie przywiezie Pucharu Świata do swojego rodzinnego Rosario, Diego Maradona nie będzie paradował na golasa po ulicach (znów przed publicznym striptizem powstrzymali go Niemcy. No masz Ci los!) natomiast bramkarz Sergio Romero nie umówi się na randkę z Rihanną. Pozytywem bynajmniej będzie brak realizacji dwóch ostatnich przysiąg. Minus jest za to taki, iż zbulwersowani argentyńscy fani narobili zamieszek w centrum Buenos Aires pod El Obelisco. Ah, ten latynoski charakter. VAMOS ARGENTINA!



Share


Leave a Reply