Reprezentacja Argentyny rozpoczęła eliminacje mistrzostw świata najgorzej w historii, zdobyła dwa punkty na dziewięć możliwych. Trener Gerardo Martino zapowiedział swoim współpracownikom, że jeśli w Barranquilli przegra, odejdzie ze stanowiska.
Albicelestes jadą do Kolumbii z nożem na gardle, a gospodarze chcą to jak najlepiej wykorzystać. „Jeśli nie teraz, to kiedy?", mówią zawodnicy Jose Pekermana. Kolumbia nie potrafi pokonać Argentyny od 2007 roku; od tamtego czasu przegrała dwa mecze, a trzy bezbramkowo zremisowała (w czerwcu została wyeliminowana w ćwierćfinale Copa America po rzutach karnych).
– Argentyna to zawsze Argentyna i będą chcieli tutaj wygrać – przestrzega Pekerman, który Albicelestes prowadził w latach 2004–06. Piłkarze wiedzą jednak swoje. – Nie mają Messiego ani Agüero, a tych graczy trudno jest zastąpić. Mamy wielką szansę, by zwyciężyć u siebie – przekonuje Luis Muriel, napastnik Sampdorii. Wtóruje mu Teofilo Gutierrez, były piłkarz River Plate, dziś Sportingu Lizbona: – Nie mogą liczyć na ważnych zawodników, którzy mają ogromny wpływ na grę drużyny. My musimy wykonać swoją pracę, ponieważ to jest najważniejsze, i mam nadzieję, że będziemy skuteczni – podkreśla Gutierrez, który w podstawowym składzie ma zastąpić kontuzjowanego Jacksona Martineza. W Kolumbii mówi się nawet, że przyjeżdża „drugi garnitur" reprezentacji Argentyny, chociaż w składzie nie brakuje przecież znakomitych zawodników, na czele z Gonzalo Higuainem i Ezequielem Lavezzim.