Tomasz Skowronek
Fala strajków przeszła przez Argentynę, parę dni temu strajk generalny sparaliżował całe państwo. Większość pociągów nie kursowało, szkoły, banki czy muzea zostały zamknięte a wiele lotów, w tym międzynarodowych, zostało odwołanych. Był to pierwszy od prawie dziesięciu lat strajk generalny w Argentynie, a do tego był to już drugi protest w ciągu dwóch tygodni przeciwko rządowi.
Buntuje się niemal cały naród, licealiści i emeryci, mieszkańcy biednych, jak i bogatych dzielnic, związki zawodowe jak i część służb mundurowych. Ludzie domagają się ustąpienia Cristiny Fernandez de Kirchner, która rok temu została wybrana na drugą kadencję, zdobywając aż 51% głosów. Na pierwszy rzut oka demonstracje mogą budzić skojarzenia z wielkimi niepokojami, które wybuchły w kraju ponad 10 lat temu, kiedy to argentyński naród pogrążył się w wielkim kryzysie gospodarczym. Na szczęście sytuacja w państwie nie jest aż tak tragiczna jak dekadę temu. Lecz też nie jest idealna. Protestujący obarczają panią prezydent odpowiedzialnością za gorszą sytuację ekonomiczną kraju. Gospodarka spowolniła i się zadłuża, inflacja jest coraz wyższa a do tego na jaw wychodzą różne afery korupcyjne.
Związki zawodowe i służby mundurowe
Głównymi organizatorami strajków są związki zawodowe, w szczególności Centralny Związek Robotników (Central de los Trabajadores Argentinos), Generalna Konfederacja Pracowników (General Confederation of Labor, Confederación, General del Trabajo de la República Argentina) oraz Argentyńska Federacja Rolna (Federación Agraria Argentyna) która zrzesza małych i średnich producentów rolnych.
Generalna Konfederacja Pracy to jeden z największych związków zawodowych na świecie, jego przywódcą jest Hugo Moyano, były współpracownik prezydent Cristiny Fernández de Kirchner. Zerwał on swoje kontakty z partią rządzącą po zeszłorocznych wyborach, w których Kirchner ponownie została wybrana na urząd prezydenta. Dawny współpracownik obecnego rządu planuje powrót do polityki, a protest któremu przewodzi, jest dla niego dobrą okazją do demonstracji poparcia. W ciągu ostatnich miesięcy spotkał się z wieloma politykami opozycji w całym kraju i nawiązał więzi między partiami politycznymi a związkami zawodowymi. Planuje wystartować w wyborach parlamentarnych w 2013 roku. Związek ten, obecnie blisko współpracuje z Centralnym Związkiem Robotników w której występują różne frakcje od peronistów aż do trockistów.
Natomiast jednym z liderów Argentyńskiej Federacji Rolnej jest Eduardo Buzzi, który jest bardzo mocno antyrządowy i to głównie on w 2008 roku, odegrał kluczową rolę w protestach rolników, kiedy to rząd chciał nałożyć dodatkowy podatek na eksport produktów rolnych. Ostatecznie nowy podatek nie wszedł w życie. Wszystkie grupy te tworzą i będą dalej odgrywać kluczową rolę w protestach przeciwko obecnej pani Prezydent. Związki zawodowe domagają się m.in. zwiększenia płacy minimalnej oraz skorygowanie podatków, a także podjęcia działań w walce z inflacją, która oficjalnie wynosi 10%. Jednak duża część ekonomistów twierdzi, że rzeczywisty poziom inflacji sięga poziomu aż 25%.
Warto zwrócić uwagę że nie tylko związki zawodowe stanowią ważną grupę strajkującą. Demonstrują także Argentyńska Żandarmeria oraz Straż Wybrzeża (Argentine Naval Prefecture). Pracownicy tych służb są ostatnio bardzo niezadowoleni z zmian w ich wynagrodzeniach. Część kadry oficerskiej sprzeciwiła się obcięciu wynagrodzeń do 70% dotychczasowej wartości. Ich strajk szybko przerodził się w ogólne żądanie podwyżek. Żandarmeria jak i Straż Wybrzeża strajkują od początku października. Jest to pierwszy taki przypadek w historii tego kraju, gdy na ulice ze swymi żądaniami wyszły służby mundurowe. Fala protestów zmusiła rząd w Buenos Aires do dymisji szefów obu służb. Strajk został zniesiony 10 października, ale pojawiają się głosy, że mundurowi mogą dołączyć do strajku pod koniec roku wraz z związkami zawodowymi. Pojawienie się niezadowolenia w siłach zbrojnych może okazać się niebezpieczne dla Argentyny. Tym bardziej że wojsko odgrywało praktycznie zawsze ponurą rolę w Ameryce Południowej.
Cacerolazo
Cacerolazo, to słynna forma protestu w krajach Ameryki Łacińskiej (zwłaszcza w Argentynie, Wenezueli, czy w Chile), na której tłumy walą w przyniesione z domu garnki. Słowo to pochodzi od hiszpańskiego słowa „Cacerola” co oznacza właśnie garnek. Protesty tego typu były powszechne w czasie kryzysu gospodarczego w latach 2001–2002. Bunty społeczne tego rodzaju trwają praktycznie od czerwca i są aż do dzisiaj (najbardziej gwałtowne strajki były we wrześniu i w listopadzie) w wielu argentyńskich miastach takich jak Buenos Aires, Mendoza, Cordoba czy w Rosario, a także przed rządowymi placówkami dyplomatycznymi w Ameryce Łacińskiej, Europie Zachodniej i USA. Wiele dziesiątek tysięcy osób protestowało, w tym osoby, które rok temu głosowały na obecnego przywódcę kraju. W tego typu buntach strajkowała tzw. klasa średnia a także biedota i bardzo wielu młodych ludzi. Demonstracje te nie były skierowane tylko przeciwko Kirchnerizmowi, ale także wobec opozycji, jak i całej elity politycznej. Manifestacje te charakteryzowały się także tym, że nie było na nich symboli partyjnych oraz nie posiadały żadnych liderów. Argentyńczycy są wściekli na rosnące ceny żywności oraz rosnącą przestępczość na ulicach. Do „szewskiej pasji” doprowadzają ich ograniczenia możliwości kupowania dolarów. Wiele ludzi oszczędzało właśnie w tej walucie, ponieważ do rodzimego peso nie mieli zaufania. Aby uspokoić nastroje społeczeństwa Cristina Kirchner zapowiedziała, że ludzie będą zwolnieni z podatku od tegorocznej „trzynastki”.
Dekada Kirchnerów
Wydawałoby się że dekada Kirchnerów, będzie rządami sukcesów, a oni sami będą cieszyć się wielkim poparciem społecznym. Na początku rzeczywiście tak było. Najpierw władzę zdobył Nestor Kirchner, mąż obecnej przywódczyni. To głównie za jego rządów Argentyna podniosła się z najgłębszego kryzysu gospodarczego w historii tego kraju. Później jego żona kontynuowała politykę swojego małżonka. Kraj zanotował wzrost produkcji, bezrobocie spadło, coraz więcej osób awansowało do klasy średniej. Gospodarka prędko rozwijała się, a średni wzrost PKB wynosił prawie 10% rocznie. Centrolewicowy rząd cieszył się ogromnym zaufaniem społeczeństwa, czego dowodem były miażdżące zwycięstwa obecnej ekipy. Niestety, po dekadzie argentyńska gospodarka osłabła. Pojawił się problem z inflacją i z korupcją.
Jeżeli chodzi o inflację, to Argentyna praktycznie od 1960 roku, z pewnymi tylko przerwami, ma problem z opanowaniem inflacji. Jeśli chodzi o korupcję, to jest to plaga całego kontynentu. Według danych Banku Światowego, wzrost gospodarczy państwa spadł z 9% w 2011 do 2,2% w tym roku. Nastąpił gwałtowany spadek produkcji, kryzys finansowy Europy spowodował nagły spadek eksportu argentyńskich produktów rolnych. Międzynarodowy Fundusz Walutowy zagroził Buenos Aires sankcjami, jeśli nie dostarczy wiarygodnych danych o wzroście inflacji do 17 grudnia. Rząd stara się przyciągnąć zagranicznych inwestorów, ale ci nie chcą inwestować, jeśli są prognozy dla gospodarki dobrze nie wróżą, a rząd nie może zagwarantować stabilności i zwrotu z inwestycji. To wszystko przekłada się na gwałtowny spadek popularności prezydent Cristiny Kirchner (obecnie cieszy się jedynie 24% poparciem).
Powtórki sytuacji z 2001 roku jednak nie będzie. Region, jak i kraj są o wiele lepszej kondycji niż 10 lat temu. Argentyna dobrze wie, co to znaczy doświadczyć kryzysu gospodarczego. Rząd zrobi wszystko, aby uniknąć sytuacji, która miała miejsce ponad dekadę temu. Nie oznacza to jednak że problemów nie ma. Są a zatem wiele wyzwań stoi przed elitą rządcą. C. Kirchner musi zapanować nad społecznymi protestami, inflacją a także dążyć do tego, aby Argentyna stała się na powrót z jedną z najbardziej dynamicznych gospodarek regionu. Polityka ta powinna ponownie zdobyć zaufanie społeczeństwa tym bardziej, że obecna pani prezydent ma wyraźnie ochotę na trzecią kadencję.
Fot.: Wikipedia/Francis Bourgouin
Dodaj do:
Open all references in tabs: [1 - 6]