2012-12-22 13:47
Oficjalnie inflacja w tym kraju wynosi 10 proc., w rzeczywistości prawdopodobnie 25 proc. MFW zarzuca władzom w Buenos Aires fałszowanie danych o inflacji i PKB.
Wyrzucenie Argentyny z MFW oznacza odcięcie kraju od zagranicznych pożyczek, recesję i protesty na ulicach. Na zdjęciu: manifestacja w Argentynie w 2001 r.
Fot.
Bloomberg
- Podobne
- Fed obniżył prognozę wzrostu gospodarczego w USA
- Zoellick: UE zbyt wolno reaguje na kryzys i straci swą pozycję
- Termity podgryzają Amerykę, czyli w oczekiwaniu na QE3
- Kto płaci za kryzys na południu Europy? Wszyscy płacimy
- Polska kontra kryzys. Oto motory i hamulce naszej gospodarki
';
}
document.write(s);
return;
}
google_ad_client = "pub-6429494228713105";
google_ad_slot = "7366259951";
google_ad_width = 300;
google_ad_height = 250;
google_ad_output = 'js';
google_max_num_ads = '1';
google_feedback = 'on';
google_language = 'pl';
--
Argentynie grozi wyrzucenie z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i G20 za to, że fałszuje dane makroekonomiczne. Dla Buenos Aires skutki kreatywnej księgowości mogą być poważniejsze niż dla Grecji, która też ją przez lata uprawiała. Ateny dostały miliardy euro pomocy finansowej, Argentynę – jeśli zarzuty się potwierdzą – czeka gospodarcza izolacja.
W poniedziałek do Rady Wykonawczej MFW trafił raport w sprawie Argentyny, a ostateczna decyzja zapadnie najwcześniej w styczniu. Ale według wcześniejszych ustaleń funduszu rządowe statystyki istotnie rozmijają się z faktyczną sytuacją. Te pierwsze mówią, że inflacja wynosi 10 proc., niezależni eksperci twierdzą, że przekracza 25 proc. To by oznaczało, że Argentyna znajduje się w ścisłej czołówce państw z najwyższą inflacją – za Białorusią (53,3 proc.), Etiopią (33 proc.) i Demokratyczną Republiką Konga (26 proc.).
Te informacje pośrednio potwierdza deputowana z partii rządzącej Gabriela Cerruti. – Większym problemem od słabej statystyki jest utrata pracy czy domu. Ceny mogą rosnąć w tempie 20 proc. rocznie, ale pensje ludzi też rosną o 20 proc. – powiedziała. Innego zdania jest MFW. Wiarygodność danych o inflacji jest arcyważna dla zagranicznych wierzycieli. Bilans kraju obciążają obligacje o wartości 38 mld dol., które są indeksowane w stosunku do oficjalnej inflacji. Oznacza to, że w ciągu najbliższych pięciu lat inwestorzy nie dostaną ponad 7 mld dolarów z tytułu zwrotu z inwestycji – oblicza „Financial Times”.
Zdaniem MFW fałszowane są też dane na temat wzrostu gospodarczego. Oficjalne statystyki mówią, że w 2011 r. wyniósł on 8,9 proc. PKB. Niezależni ekonomiści twierdzą, że faktycznie był on o 3 pkt proc. mniejszy. Za manipulacje statystykami Argentynie grozi wykluczenie z MFW oraz G20 – grupy skupiającej najważniejsze gospodarki świata. Byłby to drugi taki przypadek w historii. W 1954 r. za fałszowanie statystyk opuściła MFW Czechosłowacja. Decyzje o wyrzuceniu podejmuje Rada Gubernatorów MFW większością 85 proc. głosów.
– Wyjście z MFW byłoby dla Argentyny tragiczne w skutkach. Oznaczałoby koniec pożyczek. Argentyny na to nie stać, bo i tak ma bardzo niskie notowania wśród inwestorów – mówi DGP Karel Lannoo z Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS) w Brukseli. Jej wiarygodność spadła niemal do zera po nacjonalizacji spółki YPF należącej do hiszpańskiego Repsolu, a oliwy do ognia dolała wiadomość, że Buenos Aires wbrew nakazom sądowym nie zamierza spłacać długów wobec dawnych wierzycieli – funduszy inwestycyjnych Elliott Capital Management i Aurelius Capital Management.
Mimo to nic nie wskazuje na zmianę polityki Argentyny. Prezydent Cristina Fernandez de Kirchner odrzuca zarzuty funduszu i podobnie jak wcześniej jej mąż obarcza go winą o bankructwo kraju w 2001 r. Jej zdaniem doprowadziła do tego forsowana przez MFW polityka „zerowego deficytu”, polegająca na wprowadzaniu drakońskich oszczędności w zamian za pożyczki. To spowodowało, że spadła produkcja przemysłowa, a wpływy z podatków zmniejszyły się o 30 proc. Od 2006 r. kraj nie pozwala wysłannikom MFW dokonywać corocznych, rutynowych przeglądów stanu gospodarki.