Argentyńczycy wracający z mundialu w Brazylii nie są witani w kraju jak przegrani, lecz bohaterowie. Miła niespodzianka.
Choć przed mundialem mówiło się w Buenos Aires, że albicelestes są w gronie faworytów, mało kto tak naprawdę oczekiwał, że pójdzie im tak dobrze. Pierwsze mecze Argentyńczyków na mundialu, mimo że wygrane, raziły przeciętnością i wystudziły jeszcze bardziej oczekiwania. Trener Alejandro Sabella nie był jakoś mocno krytykowany, ale i nie cieszył się specjalnym autorytetem. Mówiło się, że mocniejszą pozycję od selekcjonera ma w grupie jeden z zawodników: Leo Messi.
Sabella nie dbał o pozory i plotki. Robił swoje i doprowadził drużynę do wielkiego finału na Maracanie z rewelacyjnie grającymi w całym turnieju Niemcami. Gdyby nie zawiedli argentyńscy napastnicy – jak powiedział po finale Messi, nie wyłączając z tej krytyki chyba również siebie – złota Nike byłaby dzisiaj prawdopodobnie w Buenos Aires, nie w Berlinie.
Na przegraną albicelestes ich rodacy nie zareagowali gwizdami, lecz eksplozją dumy. Jest też oczywiście smutek, świadomość szansy, która uciekła, ale rekompensatą jest pewność, że po ćwierćwieczu Argentyna wróciła do światowej czołówki.
Od razu rozpoczęły się dyskusje, co dalej, a ich intensywność sprawia wrażenie, jakby kolejny mundial miał się odbyć już za rok. Że to kawał czasu, przypomniała interaktywna fotografia reprezantacji w internetowym wydaniu dziennika „Clarin” pt. „Ile lat będą mieli w 2018″. Po najechaniu kursorem na zdjęcie każdego z piłkarzy ukazywała się informacja z datą urodzenia i wiekiem piłkarza za cztery lata.
Jest niemal pewne, że wielu nie zagra na mundialu w Rosji: Demichelis, Palacio, Rodriguez. Nie wiadomo, w jakiej formie i stanie zdrowia będzie opoka drużyny Javier Mascherano, który będzie w wieku graniczącym z piłkarską emeryturą: 34 lata.
Di Maria, Aguero, Higuain, Romero, Garay i Messi przekroczą smugę cienia piłkarskiej kariery, ale wciąż będą w wieku, w którym sięga się po trofea. Powszechnie chwalony Marcos Rojo będzie miał 28 lat. Reszta miejsc – pewnie dla młodych, o których szerzej nie było jeszcze słychać.
Kluczowe pytanie: kto poprowadzi Argentyńczyków?
Marzeniem wszystkich jest objęcie posady selekcjonera przez Diega Simeone, trenera Atletico Madryt, który grał w barwach albicelestes ponad 100 razy. Simeone ma reputację szkoleniowca i przywódcy niemal genialnego, który bez wielkich pieniędzy, jakimi dysponują europejskie ligowe tuzy, doprowadził Atletico do finału Ligi Mistrzów w tym roku. Simeone odrzuca jednak taką możliwość w tej chwili. Mówi, że jest zbyt młody, że potrzebuje rywalizacji, starcia tydzień po tygodniu; to go nakręca, to mu daje satysfakcję. Reprezentację poprowadzi z chęcią, ale dopiero za ileś lat. Na pewno nie na mundial 2018 r.
W grę wchodził początkowo także Tata Martino, ekstrener Barcelony, chwilowo wolny po powrocie z Katalonii. Jego jednak nie chcą władze piłkarskiej federacji Argentyny.
Na męża opatrznościowego wyrasta więc… Sabella, który zapowiadał, że odejdzie, niezależnie od wyniku finału. Wszyscy chcą, żeby został – władze federacji i piłkarze. Kun Aguero wyraził opinię swoją i kolegów, że odejście Sabelli byłoby drugim – po przegranej w finale – ciosem dla zawodników. Sabella mięknie, tzn. na razie nie zamyka drzwi. Decyzja pewnie wkrótce.
Na początku września Argentyna ma rozegrać towarzyski mecz z Niemcami. Z pewnością będzie się szykowała do niego, jak do rewanżu za Maracanę. Dobrze jednak, żeby trener – ktokolwiek nim będzie – i rozczarowani zawodnicy nie zapomnieli, że Joachim Löw pracował ze swoją drużyną wiele lat, zanim osiągnął najwyższe trofeum. Taka świadomość oszczędzi im możliwej frustracji po raz drugi w krótkim czasie.