Z ks. Sławomirem Kondziorem, proboszczem parafii Corpus Christi w Argentynie, rozmawia Adam Białous
Jak Księdza parafianie przyjęli informację o wyborze na Papieża ich rodaka?
– Wszyscy bardzo się cieszyli. Przychodzili do mnie i mówili, że teraz rozumieją, jaka musiała być radość w Polsce, kiedy przed laty na Papieża wybrano Polaka, o czym im wiele razy opowiadałem. Mój kolega ksiądz opowiadał mi, że w kościele, w którym pełni posługę duszpasterską, po raz pierwszy w jego historii dwa razy bito w dzwony jednego dnia. Chodzi oczywiście o 13 marca 2013 r. – dzień, w którym wybrano Papieża. Najpierw kiedy z komina nad Watykanem zaczął unosić się biały dym, a drugi – kiedy okazało się, że Ojciec Święty jest Argentyńczykiem. Radość tu jest więc ogromna. A trzeba również zauważyć, że ten wybór Ojca Świętego bardzo ożywił życie religijne moich argentyńskich parafian. Liczniej uczestniczą teraz oni w Eucharystii, są bardziej skupieni na modlitwie. Zaczęli również bardziej interesować się Kościołem w Europie oraz jego stolicą w Rzymie. Przychodzą do mnie i pytają: „Księże, kiedy pojedziemy odwiedzić naszego Ojca Świętego w Rzymie?”. No cóż, nie jest to takie proste, lecz nie czekając na czas, w którym to marzenie moich parafian się spełni, na najbliższy wtorek, kiedy to Ojciec Święty Franciszek odprawi Mszę św. inauguracyjną, przygotowuję już duży ekran w kościele, na którym wraz z wiernymi naszej parafii będziemy mogli obejrzeć transmisję z tego ważnego wydarzenia.
Ojciec Święty, nawiązując do chrześcijańskiej cnoty ubóstwa, przyjął imię Franciszek, świętego Biedaczyny z Asyżu, jak się go nazywa. Jak bardzo problem biedy jest dotkliwy w Argentynie?
– Choć uważa się, że w sąsiedniej Kolumbii czy Peru bieda jest bardziej widoczna, to niestety i w Argentynie też jej nie brakuje. Jest tu oczywiście spora grupa ludzi bardzo zamożnych oraz takich, którzy żyją na średnim poziomie materialnym, jednak bardzo duża część społeczeństwa, zgodnie z polskim powiedzeniem, klepie biedę. I to taką, którą w Europie nazwano by skrajnym ubóstwem. Na terenie mojej parafii, zwłaszcza na jej prowincjach, wiele jest takich bardzo ubogich rodzin. Domy, w których mieszkają, nie mają nawet podłóg, jest tylko zwykle klepisko. Nie ma w nich często ani wody, ani prądu. Śpią w jednym łóżku, żeby było cieplej. Często ci ubodzy ludzie są analfabetami, którzy nawet nie znają daty swojego urodzenia. Żyją bez dowodów tożsamości, a więc nie posiadają prawa do żadnego zasiłku. Z drugiej jednak strony właśnie ci ludzie i te rodziny, przeważnie wielodzietne, pełne są prawdziwej radości życia. To ubóstwo ich nie demoralizuje, potrafią cieszyć się z tego, co mają, z tego, że są razem i darzą się miłością. Tej – można powiedzieć – prawdziwej franciszkańskiej radości płynącej z odcięcia się od ubóstwienia dóbr materialnych, my, chrześcijanie w Polsce, a także w całej Europie, z niemałym pożytkiem dla nas, moglibyśmy się od nich uczyć.
Powszechnie mówi się, że Argentyna to kraj katolicki. Jak Ksiądz, od wielu lat żyjąc wśród Argentyńczyków, postrzega religijność tego narodu?
– Statystyki, choć tak naprawdę nie prowadzi się tu żadnych takich rejestrów, mówią o ponad 90 procentach ochrzczonych Argentyńczyków. W praktyce jednak nie jest tak pięknie. Największy problem to brak praktykowania życia sakramentalnego. Bardzo niewielu Argentyńczyków uczęszcza na Msze Święte. Tylko niewielka grupa żyje sakramentami, czy spowiedzi, czy Komunii Świętej. Chociaż ta grupa znacznie rośnie w dni świąteczne, kiedy dokonuje się święcenia przedmiotów. Argentyńczycy mocno wierzą w moc m.in. poświęconych świec w święto Matki Bożej Gromnicznej czy św. Błażeja, popiołu w Środę Popielcową czy palm w Niedzielę Palmową. Wówczas licznie przychodzą do kościoła, aby te poświecone przedmioty mieć w domu. Wierzę, że wybór Argentyńczyka na Ojca Świętego, dokonany w istocie rzeczy przez Ducha Świętego, jest szczególnym darem dla wiernych w tym kraju, że dzięki temu mocniej będą angażować się w życie sakramentalne, że bardziej będą starać się być katolikami, że wzrośnie tu liczba powołań do życia kapłańskiego, konsekrowanego. To byłaby ich piękna odpowiedź na ten dar Ducha Świętego dla Argentyny.
Jak Ksiądz osobiście przyjął wybór na Następcę św. Piotra kardynała z Argentyny ?
– W tym radosnym czasie przyszła mi do głowy myśl, że mam szczęście po raz drugi cieszyć się z wyboru Ojca Świętego, będąc wśród narodu, z którego on pochodzi. Po raz pierwszy serce aż skakało mi w piersi z radości, kiedy w pamiętnym roku 1978 na Ojca Świętego wybrano naszego rodaka, który przybrał imię Jan Paweł II. A teraz, pełniąc posługę duszpasterską wśród Argentyńczyków, znów mogę brać udział w tej powszechnej narodowej radości, która zapanowała w Argentynie po wyborze na Ojca Świętego syna tej ziemi. Poza tym nas, Polaków i Argentyńczyków, wiele łączy. Oprócz wspólnie wyznanej wiary również głęboka miłość i cześć do błogosławionego Jana Pawła II. A także historia, gdyż w niemałej części to emigranci z Polski budowali ten kraj. Choć powierzchnia Argentyny jest 8 razy większa od powierzchni Polski, to podobna jest również liczba mieszkańców obu naszych krajów. Chciałbym z ojczyzny Papieża Franciszka pozdrowić wszystkich moich rodaków w Polsce i prosić o modlitwę za polskich misjonarzy i misjonarki posługujących w Argentynie, których jest tu niemało.
A w której części Argentyny znajduje się Księdza parafia ?
– Nasza parafia Corpus Christi, należąca do diecezji Posadas, znajduje się w niewielkiej miejscowości Gobernador Roca położnej w prowincji Misiones, 1200 km na północ od Buenos Aires. Ta parafia, jak wiele innych w Argentynie, składa się z kościoła głównego i 12 kaplic w terenie. Najdalsza kaplica znajduje się 35 kilometrów od kościoła parafialnego. Przy naszym kościele parafialnym nie ma plebanii, dlatego mieszkam przy nieodległym kościele pod wezwaniem św. Kazimierza, który zbudowali przybyli tu na przełomie XIX i XX wieku polscy emigranci. Dziś żyje tu sporo rodzin o polskich korzeniach. Jednak o Polsce niewiele wiedzą, gdyż są potomkami polskich emigrantów już w trzecim czy czwartym pokoleniu. Ja w Argentynie misyjną posługę duszpasterską pełnię na trzeciej już parafii od 8 lat. Wcześniej w Polsce, w mojej rodzinnej archidiecezji białostockiej, również pracowałem 8 lat. Jestem więc dziś, można powiedzieć, w równej mierze księdzem polskim, co argentyńskim.